– „Ta pielgrzymka wzmocni naszą wiarę!”.
– „Wiarę? Po tym, co powiedzieli lekarze – straciłam wiarę…”.
Ten dialog rodziców niewidomego i sparaliżowanego chłopca pamiętam z bajki opowiadającej o objawieniach w Lourdes. Wywarły na mnie wrażenie tym większe, że dziecko zostaje uzdrowione, a jego matka otrzymuje na nowo dar i to nie byle jaki. To zaufanie. Wcześniej, jak sama przyznała – nie wierzyła, nie brała nawet pod uwagę, że po zanurzeniu w źródle jej dziecko odzyska zdrowie. Ba, lekarze przecież wyrazili się jasno.
Przytaczam w dzisiejszym tekście rozmowę młodego małżeństwa, w dodatku pielgrzymującego nie przypadkowo. Tysiące ludzi jest w drodze na Jasną Górę, na uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej. Każdy niesie ze sobą nie tylko „coś” w postaci bagażu próśb i podziękowań własnych i innych. Zabiera również ze sobą „kogoś” – czy to w sercu, czy w rzeczywistości. Po to by się nawrócił, przemienił, podziękował. Niektóre intencje są tak intymne, że zna je tylko Ta, do której zdążają. Bo pielgrzymka to nie sielanka. To deszcz lub upał, to bąble, brak ciepłego łóżka i jedzenia, na które mamy akurat ochotę. A kiedy na horyzoncie wyłania się wieża jasnogórskiego klasztoru, radość przeplatana jest łzami, rozgoryczeniem, zdenerwowaniem. Często będąc na Jasnej Górze denerwowały mnie tłumy, brak skupienia w kaplicy, krata oddzielająca wiernych od obrazu, dzwoniące telefony pielgrzymów. Nawet ostatnio jeden rozmawiał przez komórkę z kaplicy. Co wywołuje rozgoryczenie pieszych pielgrzymów? „Tyle dni drogi i tylko sekunda, żeby klęknąć w kaplicy, bo już wchodzą następni”, „Brak siły, a oni każą się radować i skakać, bo doszliśmy szczęśliwie na Jasną Górę”, „Za długa homilia na mszy kończącej – czy ten biskup nie ma dla nas litości?!”.
Rozumiem każdą i każdego z tych ludzi. I jestem pewien jednego: nie liczy się to, że nie było tak, jak sobie to wymarzyliśmy: braku tłumów, skupienia, chwili sam na sam z Maryją. Było … lepiej, piękniej, trudniej. Dlaczego? Odpowiedź znajduje się w jednym z wierszy: „Ona tak jak Jezus — przez cierpienia fale — zdobyła niebo. Teraz mieszka w chwale!”. Bierz przykład z Maryi, ofiaruj swoje trudności Bogu. Twoja wędrówka do Niej nigdy nie jest na marne. Ona nie tylko jest z Ciebie dumna, ale i wie z czym przyszedłeś na Jasną Górę. Bo to przecież Mama nas wszystkich.
W tej jednej sekundzie, kiedy uklękniesz zmęczony po trudach drogi w Jej kaplicy, spójrz na Nią. I powiedz jedno słowo: Dziękuję. Jej to wystarczy. Będzie wiedziała, co z tym „Dziękuję” zrobić. Zawsze wie!