Z narodzeniem Zeusa było tak…

Mógłby to być wymyślony „humor z zeszytów”, ale naprawdę dziecko w szkole na osi czasu w punkcie roku „0” napisało „Narodzenie Zeusa”.

Od dłuższego już czasu zauważam pewną tendencję socjologiczną, która kiedyś mnie bawiła, lecz z upływającym czasem przeraża, ponieważ niczym echo dobija się i przykleja do mego Kościoła. Sprawa dotyczy zdziecinnienia dorosłych, które rozpoczyna się niepozornie od pewnych sygnałów wysyłanych na zewnątrz chociażby w postaci kodu ubierania i wyrażania siebie wyglądem, a kończy zdziecinnieniem mentalnym oraz problem szybkiego doroślenia dzieci, którego apogeum odczuwamy np. w dopuszczeniu tzw. pigułki „dzień po”.

Myślę, że to już jest taki trend, który przenika do naszej tkanki społecznej i który warto zawczasu zauważyć, nim sami zdziecinniejemy, a dorosłe dzieci zaczną nami zarządzać. Problem w innym kontekście został już zauważony przez ks. Stanisława Stawickiego SAC, i opisany w doskonałym artykule „Biada ci kraju, którego księciem jest dziecko!”[1], który polecam.

Problem powoli, niespiesznie niczym rozlana oliwa wkrada się w zakamarki naszego życia i codzienności stając się pewną normą, do której się przyzwyczajamy. A zaczyna się niewinnie, od odkrycia tego „małego Marka”, który we mnie mieszka i nostalgii za uciekającym życiem, tak jakby epatowanie brakiem dojrzałości emocjonalnej zwalniało z odpowiedzialności za życie osoby dojrzałe i dorosłe.

„Zdziecinnienie dorosłych to w dużym stopniu wynik utrzymywania nas w przekonaniu, że powinniśmy dbać o „wewnętrzne dziecko”. Ten przedziwny, niezwykle popularny konstrukt jest nabijaniem ludzi w butelkę. Osoby, które propagują tę ideę, nazywam pielęgniarzami wewnętrznego dziecka.”[2]

Kobiety zaczynają się przebierać za lalki, do świata mody dorosłych kobiet stopniowo przenikają trendy bajek dziecięcych (Miś Uszatek, Myszka Miki), a w biżuterii prym wiodą inne „miśki”. Niby nic się nie dzieje, jest ładnie, wesoło i tak jakby ociepla się atmosfera i klimat. Przecież to takie „miluśkie”. Faceci zakładają bluzy z psem Pluto, buty w złotych krzykliwych kolorach, w salonach kosmetycznych i u fryzjera spędzają więcej czasu niż kobiety, farba na włosy, depilacja, gry w wojnę, spotkania mające na celu całonocne gry w karty fantasy, no i „siłka” cztery razy w tygodniu. Oczywiście wszystko dla zdrowia. Już nawet nie, aby podobać się kobiecie, lecz aby podobać się sobie.

Lubimy teorie spiskowe o 5G, wierzymy w to, że w szczepionkach zainstalowano aparaty podsłuchowe. Niektóre z tych sytuacji są tak samo bajkowe jak „czarna Wołga” za moich czasów. Są to pięknie opowiedziane bajki lub może mądrzej określić – „storytelling”, ponieważ trudno jest się przyznać do własnego infantylizmu i warto „podbić” opowieść zagranicznym słowem.

Nasz brak chęci do dorosłości wyraża się także w ujęciu politycznym. Skoro rozważa się przyznanie praw wyborczym osobom małoletnim (w Austrii 16-latek ma prawa wyborcze), to chodzi przede wszystkim o miliony nowych, łatwych do kształtowania wyborców. Ale dlaczego nie pozwolić na takie zmiany? Mój dziadek mawiał – jak „zmajstrujesz” dziewczynie dziecko w wieku 15-stu lat to już jesteś dorosłym, ze wszystkimi konsekwencjami wynikającymi z bycia dorosłym, koniec nauki, zakładasz rodzinę i idziesz do pracy. Tabletka „dzień po” nie rozwiąże problemów, może je tylko nasilić, przydałaby się czasami mocna tabletka „dzień przed”, a najlepiej nasenna, bo „kto śpi, to przecież nie grzeszy”.

Niestety nasze dzieci tak samo szybko dorośleją, jak i my dorośli dziecinniejemy. Czas, by odwrócić ten trend, ale trendy trudno i długo się odwraca, chociaż nie jest to niemożliwe.

Robimy się infantylni. Komu na tym zależy? Zdziecinniałym społeczeństwem przecież zawsze łatwiej sterować. Tak samo jak i pijanym, „uspokojonym” używkami społeczeństwem przenoszącym realny świat do świata wirtualnego i wirtualny do świata realnego.

Niestety ten infantylizm dotyka także naszego życia religijnego, co może jest bardziej istotne i bolesne. Małe dziewczynki bawią się w „domy dla lalek”, a chłopcy w „samochodziki” – po to, aby kiedyś naśladując rodziców założyć własny dom i wystroić go ciepłem kobiety oraz zdobyć uprawnienia, zarobić i kupić samochód, aby zawieźć ją do sklepu. A my często, w życiu z Chrystusem, w Kościele zatrzymaliśmy się na etapie zabawy w „domy z lalek”, budując już od ponad 800 lat „szopki betlejemskie”, wkładając do nich lalki lub chodząc w Misteriach Męki Pańskiej odgrywając teatralne role, nie budując w życiu z Nim chrześcijańskiej relacji – i to zarówno tej ludzkiej, jak i Bożej.

Lubię te symbole i symbolikę w naszym Kościele, jednak staram się na nich nie zatrzymywać. W naszym Kościele mamy mnóstwo symboli, figur i postaci świętych, obrazów mniej lub bardziej artystycznie wartościowych, strojów liturgicznych, czapek, lasek, mebli, ognia, wody i co tylko Pan Bóg dał, aby się do Niego zbliżyć i dać poznać. Sam symbol nie przemawia i nie przemówi, nie jest też istotą przekazu i swej bytności w przestrzeni liturgicznego misterium.

Istotą jest i był zawsze Bóg. Cokolwiek nie ukazuje Go lub Jego Miłości, staje się tylko zabawką w rękach dorosłego dziecka. Zabawką, którą z czasem się porzuca, bo trudno pokładać nadzieję i wiarę w figurkach, spektaklach teatralnych lub przebierankach i maskaradach dużych ludzi często określanych przez dorosłe dzieci jako „cosplay”, nawet stojąc przy ołtarzu.

„Nasze społeczeństwo jest pełne dzieci, które uciekają od dorosłości”[3], dlatego też nasze Kościoły opuszczają doroślejące dzieci i dorośli, którzy już nie chcą bawić się zabawkami i słuchać bajek o dobrym staruszku Panu Bogu i supermenie, jego synu Jezusie, którego to imienia dzieci już nie znają.

Gorąco polecam te artykuły.

[1] https://www.recogito.eu/biada-ci-kraju-ktorego-ksieciem-jest-dziecko/

[2] https://zwierciadlo.pl/spotkania/536258,1,zdziecinnialym-spoleczenstwem-latwiej-sterowac-prof-tomasz-sobierajski-w-rozmowie-z-joanna-flis.read

[3] https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/2805/1/Jacek%20Zbigniew%20G%C3%B3rnikiewicz_Edukacja%20w%20%C5%9Bwiecie%20zdziecinnia%C5%82ych%20doros%C5%82ych%20i%20wybuja%C5%82ych%20w%20doros%C5%82o%C5%9B%C4%87%20dzieci.pdf

Marek Kalka – mąż Marzenki oraz tata Macieja i Michała. Zaangażowany w Zjednoczenie Apostolstwa Katolickiego oraz Wspólnotę Rodzin Betlejem.

2024-03-15T10:15:35+01:0015 marca, 2024|Blogosfera, Marek Kalka|
Przejdź do góry