Wartość

Wartość jest czymś niezwykle umownym. Bo jaka jest wartość dwuzłotówki? Dwa złote? A czemu nie pięć? Tak samo jest z wartością rynkową, kulturową czy społeczną. Przywykliśmy do wartościowania tego, co w zasadzie nie może być poddane wartościowaniu w klasycznym rozumieniu. Przyjrzyjmy się człowiekowi. Dość często mówimy, że więzień recydywista ma mniejszą wartość społeczną od – dajmy na to – profesora. Jednakże czym jest ta wartość?

W społeczeństwie przyjęło się mówić o wartości jako de facto przydatności jakiegoś człowieka w życiu publicznym. To ile i czego może on nam zaoferować – stanowi bezwzględny opis jego wartości społecznej. Ale czy to oznacza, że więzień recydywista nie ma żadnej wartości?

Oczywiście, z chrześcijańskiego punktu widzenia, wytłumaczenie jest proste – wartość każdego człowieka jest nie do opisania, bo chrześcijanie bardzo często jako wartość człowieka rozumieją jego strefę sacrum, a więc wolną wolę oraz duszę. Jednakże nawet chrześcijanom również po ludzku trudno jest zrozumieć społeczną koncepcję wartości człowieka. Zadajmy sobie jedno proste pytanie, czego wartość była ważniejsza dla pierwotnego Homo Sapiens – wartość w rozumieniu przydatność np. narzędzia do łupania orzechów? Czy raczej wartość w rozumieniu: Za ile to mogę sprzedać? Odpowiedź jest raczej oczywista, wiedząc że w tych czasach to właśnie przydatność grała rolę atrakcyjności dla nabywcy. I tak rozumiana wartość przetrwała do dziś w szeroko rozumianej kulturze konsumenckiej.

Jednakże nadal nie mówi nam to nic o wartości człowieka. No bo skoro przydatność, to przecież każdy człowiek – nawet najbardziej leniwy, najbardziej bezczelny, najbardziej ścigany czy w końcu najbardziej wykształcony – musi w jakiś sposób zaznaczyć na tym świecie swoją autonomię. A skoro autonomię to i konkurencyjność względem innych ludzi. I cóż, choć pogląd ten często jest krytykowany przez filozofów specjalizujących się w ontologii człowieka – to intuicyjna i racjonalna jest tu jedna z wielu odpowiedzi – talenty. Talenty możemy rozumieć dwojako. Albo jako wypracowane przez człowieka umiejętności, albo jako jego kompetencje tzw. miękkie. Można również rozumieć talent, jak coś danego z góry co każdy z nas powinien w swoim życiu odkryć.

Niemniej tymi talentami są z pewnością takie cechy, które człowiek sam w sobie pielęgnuje i urodził się w predyspozycji do ich posiadania. Predyspozycje to słowo kluczowe. Raczej nikt z nas nie zakłada a priori, że człowiek faktycznie ,,rodzi się” z pewnym talentem. Ten skrót myślowy jest sporym nadużyciem. Człowiek na samym początku ma pewne predyspozycje, które w życiu musi zauważyć, a potem je pielęgnować. Tu powstaje talent. Nie zawsze wiemy od początku, jaki talent mamy albo ile ich mamy. Wiemy jedynie do czego ,,nas ciągnie”. Ale w jakim zakresie i w jakiej formie to zrealizujemy – to już nasza inwencja.

Tak więc wartość człowieka nie jest rzeczą wartościowalną z punktu widzenia osoby wierzącej. Każdy, nawet najbardziej nieszablonowy człowiek, niesie ze sobą przez życie cieniutki płomyk swoich talentów. I choćby po ludzku był on złym człowiekiem, to ten cieniutki i lichy płomyk talentu może przeobrazić go z czasem w najbardziej czułego i wrażliwego człowieka. Dlatego tak ważnym jest też to o co apeluje od lat rzesza pedagogów w szkołach i mediach: „Nie podcinajmy naszym dzieciom skrzydeł”. Tymi skrzydłami są zainteresowania dziecka, które potrzebuje wyodrębnić swoje indywiduum w tym świecie i świecić płomykiem swoich talentów. Gdy tylko uda mu się to osiągnąć – od razu zobaczymy efekty w jego sferze duchowej, psychicznej i fizycznej.

Franciszek Cwalina – absolwent reżyserii dźwięku na wydziale fizyki UAM w Poznaniu oraz magister Kognitywistyki na wydziale filozofii UJ w Krakowie. Kocha muzykę, Kraków i jego historię. W wolnym czasie zgłębia kuchnię starokrakowską i galicyjską.

 

2024-01-04T09:42:33+01:004 stycznia, 2024|Blogosfera, Franciszek Cwalina|
Przejdź do góry