W minioną niedzielę, 9 października, Papież Franciszek zaliczył w poczet świętych Jana Chrzciciela Scalabriniego (1839-1905), włoskiego biskupa z przełomu XIX i XX wieku nazywanego „ojcem migrantów”. W rzeczy samej, Scalabrini, w sposób kompleksowy, zadbał o duszpasterstwo włoskich emigrantów udających się do obu Ameryk. Z myślą o nich założył nawet dwa zgromadzenia misjonarzy i misjonarek św. Karola Boromeusza, zwanych potocznie Scalabrinianie. Są dziś obecni w 32 krajach świata, posługując wśród migrantów wszystkich narodowości.
Niestety, ta niedzielna kanonizacja Scalabriniego nie odbiła się żadnym echem w świecie pallotyńskim. Poszperałem nieco wirtualnie po tymże „świecie”, niczego nie znalazłszy. Szkoda, bo przespaliśmy doskonałą okazję, by Kościołowi, a zwłaszcza sobie przypomnieć, że Scalabrini nie był jedynym prekursorem kompleksowych działań apostolskich podejmowanych wśród włoskich migrantów. Kiedy on miał zaledwie 5 lat, ks. Wincenty Pallotti (1795-1850) wysyła z Rzymu do posługi wśród włoskich emigrantów mieszkających w Londynie jednego ze swych towarzyszy, ks. Rafaela Melię. To był 1844 rok.
Ks. Melia spędzi w Londynie 10 lat. Początkowo gromadził Włochów mieszkających w stolicy angielskiego imperium w kaplicy znajdującej się przy ambasadzie sardyńskiej. Kaplica okazuje się zbyt mała. Księża Rafael Melia i Józef Faà di Bruno, który dobija do niego w 1846 roku, rozpoczynają starania o budowę kościoła pod wezwaniem św. Piotra, który stanie się centrum pomocy nie tylko duchowej i moralnej, ale także społecznej i materialnej dla włoskich emigrantów. Można nawet powiedzieć, iż pallotyńska misja wśród Włochów w Londynie była prototypem akcji duszpasterskiej podejmowanej w imieniu Kościoła i na polecenie samego papieża Piusa IX. Znalazła ona zresztą uznanie w Konstytucji Apostolskiej Piusa XII o duchowej opiece nad emigrantami („Exsul Familia”) z 1 sierpnia 1952 roku. Papież Pacelli tak w niej pisze:
„Poczytujemy sobie za miły obowiązek wspomnieć osobę bł. Wincentego Pallottiego, założyciela Towarzystwa Apostolstwa Katolickiego. Sami bowiem nazwaliśmy go „chlubą i ozdobą duchowieństwa rzymskiego”, włączając w świetlany poczet błogosławionych, gdy rozpoczynały się uroczystości jubileuszu Kościoła powszechnego. On to kierując się miłością dusz i pragnieniem ugruntowania wiary wśród Włochów emigrujących do Anglii, skierował wielu członków swego zgromadzenia do Londynu, by podjęli się tam duchowej opieki nad rodakami. A nasz Poprzednik, Pius IX, przychylając się do jego pokornej prośby, zgodził się, by została przeprowadzona zbiórka na budowę nowej świątyni, którą miano od fundamentów wznieść w Londynie dla emigrantów włoskich na chwałę Bogu pod wezwaniem św. Piotra, Księcia Apostołów” (Nr 13).
Po Londynie, pallotyni ruszają do Stanów Zjednoczonych. W tym również wyprzedzają Scalabriniego. W rzeczy samej, już w 1884 roku arcybiskup Nowego Jorku, kard. John McCloskey, za poradą arcybiskupa Londynu, kard. Edwarda Manninga, zwraca się do pallotynów z prośbą o przysłanie księży do pracy wśród włoskich emigrantów osiadłych w Nowym Jorku. W maju tegoż samego 1884 roku, a więc trzy lata przed założeniem zgromadzenia przez Scalabriniego, ks. Emiliano Kirner, pallotyn pochodzenia niemieckiego, który wstąpił do Stowarzyszenia w Londynie, wyrusza do Stanów Zjednoczonych, gdzie organizuje pierwszą parafię dla Włochów, budując w ciągu zaledwie jednego roku sanktuarium Matki Bożej z Góry Karmel. Sanktuarium to staje się z czasem punktem odniesienia dla wszystkich włoskich migrantów w Stanach Zjednoczonych i miejscem, wokół którego rozwijane będą przeróżne dzieła pomocy społecznej.
Dwa lata później, w 1886 roku, kilkunastu pallotynów uformowanych w Kolegium Misyjnym w Masio, na północy Włoch, udaje się do pracy wśród włoskich migrantów w Montevideo (Urugwaj) i w Vale Veneto (Brazylia). Podtrzymując religijne zwyczaje, kulturę i język włoski, pallotyni podejmują nie tylko opiekę duszpasterską nad włoskimi migrantami. Przyczyniają się również do powstania nowych miast, które nawet w swych nazwach pozostają bardzo włoskie: Santa Maria, Nova Treviso, Nova Palma czy Palotina.
I jeszcze jedno. Papież Franciszek postanowił ogłosić świętym Scalabriniego pomimo braku drugiego cudu, wymaganego do kanonizacji. Podobną dyspensę zastosował już wcześniej w przypadku Jana XXIII. Uczynił to, by w dobie aktualnych masowych migracji dać Kościołowi za wzór tego, który na przełomie XIX i XX wieku inspirował do kreatywnej pracy z włoskimi migrantami tak licznie opuszczającymi Italię w poszukiwaniu lepszego życia. Nazwał go nawet „ojcem migrantów”. Czyż i Wincenty Pallotti nie zasługuje na ten tytuł?