Rozmowa z o. Azariaszem Hessem, bernardynem

rozmawiał ks. Łukasz Gołaś SAC, Pallotti.fm

Ojcze Azariaszu, chciałbym, abyśmy trochę porozmawiali o przyszłym błogosławionym, który już za niemal kilka chwil zostanie wyniesiony na ołtarze w Kościele katolickim – o Carlo Acutisie, młodym człowieku. Kim on był?

AH: Bardzo się cieszę, że podejmujecie ten temat, że również dzięki Wam wielu ludzi będzie mogło poznać tego wspaniałego, młodego człowieka. Kim był? Był normalnym, zwykłym nastolatkiem, a tajemnica jego świętości polega na tym, że wszystko, co robił, robił w nadzwyczajny sposób. To może zadziwiać, bo generalnie ten wiek – Karol przeżywa tylko 15 lat na tej ziemi – wiąże się raczej z innymi myślami, prawda? A jego myśli były zawsze przy Panu Bogu. Był niezwykły w swojej zwyczajności. On nie był świętoszkowaty, co bardzo często podkreśla jego mama, on był normalnym chłopcem, miał swoje pasje, swoje zainteresowania, kolegów, lubił grać w piłkę, grał na saksofonie, nadto jeszcze kochał zwierzęta, świat; takiego ducha franciszkańskiego miał. Może być dla dzisiejszego młodego człowieka wzorem i przykładem.

Jego droga życiowa była skierowana ku Asyżowi, tam spędzał wakacje, tam bardzo lubił przebywać. Ostatnio spotkałem siostrę, która również go poznała, kiedy codziennie rano o 6.00 uczestniczył we mszy świętej i jak z nią rozmawiałem mówiła, że widziała, że coś w nim jest innego, szczególnego, co wyróżnia go na tle rówieśników. Jak powiedział jeden z kardynałów – był zawsze zjednoczony z Jezusem i że to właśnie był jego plan na życie.

AH: Tak, kardynał powtórzył słowa Karola: „Moim programem na życie, moim planem na życie jest być zawsze zjednoczonym z Jezusem”. Asyż – tak. W parafii, do której uczęszczał mieszkając w Mediolanie, po przeprowadzce z Londynu, gdzie się urodził, ale później rodzice wrócili do Włoch, ta parafia była obsługiwana przez ojców kapucynów, więc to zrozumiałe, że ten duch franciszkański na nim znalazł taki bardzo podatny grunt. Asyż i umiłowanie tego miejsca związanego ze świętym Franciszkiem na pewno, bo zawsze tam lubił przyjeżdżać i tam też wyraził życzenie, żeby być pochowanym. Duch franciszkański, on go jakoś na pewno prowadził, a Carlo się pozwolił prowadzić, bo Duch prowadzi na tyle, na ile my pozwolimy.

Kiedy ojciec pierwszy raz zetknął się z osobą Carla Acutisa?

AH: Kiedy pracowałem w Rzymie. Wtedy wyszła książka o nim „Eucharystia moja autostrada do nieba”. Przeczytałem tę książkę jednym tchem. Zacząłem poznawać tego młodego człowieka. Zachwyciłem się nim i postanowiłem sobie, że jak tylko wrócę do Polski to zrobię wszystko, żeby jak najwięcej ludzi go poznało. Wydrukowałem kilkanaście tysięcy obrazków z jego zdjęciem i modlitwą i postanowiłem też we wszystkich rekolekcjach czy wyjazdach będę po prostu o nim mówił. Jest to tak piękny przykład, nie trzeba niczego wymyślać. Co najważniejsze – przykład nam współczesny, gdyż zmarł 14 lat temu 12 października 2006 r. i mamy nadzieję, że w czasie jego beatyfikacji to zostanie ogłoszone jaki dzień jego wspomnienia liturgicznego. Pan Bóg sam nam podpowiada, sam nam daje takie przykłady, takie wzory, byle je zauważyć i chcieć nimi się przejąć i podobnie żyć.

Ojciec też spotkał się z mamą Carla, jak czytałem w jednym z wywiadów. Jak to spotkanie wyglądało? Jak mama Carla opowiadała o swoim synu?

AH: Rzeczywiście, mieliśmy łaskę z małą grupką pielgrzymów uczestniczyć w odsłonięciu sarkofagu 1 października, bo wtedy ta uroczystość miała miejsce. Przed mszą świętą spotkaliśmy się z biskupem Asyżu ks. bp. Domenico Sorentino i na tej mszy świętej byli rodzice Carla – mama, tata. Po mszy podszedłem i poprosiłem o chwilę rozmowy, chciałem poznać tę panią, która wydała na świat taki skarb. Muszę powiedzieć, że bardzo sympatyczna, bardzo skromna kobieta, mimo że rodzice Carla są bardzo bogaci. To też w jakiś sposób ukierunkowuje nasze spojrzenie na Karola, bo w tym dostatku, w którym żył potrafił zobaczyć człowieka potrzebującego i zawsze umiał się dzielić. To też jest pewna tajemnica jego świętości. Wracając do mamy – bardzo skromna, sympatyczna pani, która teraz cieszy się radością macierzyństwa, bo 4 lata po śmierci Karola urodziły się bliźniaki – jego brat Michele i siostra Francesca. Typowa taka włoska mama, która lubi bardzo dużo mówić, która jest uśmiechnięta, która bardzo chętnie i bardzo ciepło mówi o swoim synu i nie musi niczego wymyślać, ona po prostu opowiada jego życie. Opowiada jak to Karol ich nawrócił, jak to dla nich stał się takim drogowskazem do Pana Boga, bo różnie wcześniej bywało w tej rodzinie.

Ojcze, zauważam, że dzisiaj młodemu człowiekowi trzeba bardzo wiele rzeczy pokazywać i kiedy odsłonięto ten sarkofag z ciałem przyszłego błogosławionego, to ukazała się bardzo młoda postać, młodzieżowo ubrana. Myślę, że to jest bardzo ważne dzisiaj dla młodego człowieka, który poszukuje i potrzebuje takich znaków – że jeden z nas może stać się świętym, że każdy z nas ma do świętości otwarte drzwi.

AH: Ksiądz doskonale wie, bo studiował teologię, że to wypływa z sakramentu chrztu świętego. Wtedy już jesteśmy zaproszeni do świętości, wtedy otrzymujemy szatę łaski i naprawdę od nas zależy, co my z tą szatą zrobimy. Karol docenił tę łaskę i zaprzyjaźnił się z Panem Jezusem. Ta bliskość, obecność Pana Jezusa w jego życiu sprawiła, że osiągnął szczyty świętości. Wracając do pytania – Karol zrobił pewien psikus w momencie, kiedy odsłaniano sarkofag, bo gdy już zdjęto tę część, która ukazała poprzez szybę oczywiście ciało Carla Acutisa, zabrakło światła, nie było światła po prostu. Dopiero potem, jak ks. biskup odszedł i większość ludzi odeszła, na spokojnie to światło włączono, żeby wszyscy mogli zobaczyć i modlić się przy jego relikwiach. Tak jak wiele dzienników włoskich zaznacza jest to święty w butach do gimnastyki, w butach sportowych. Pochowany jest w dżinsach, dresie, czyli tak, jak się ubierają dzisiaj młodzi ludzie. Przypomina też, że Karol uprawiał sport i bardzo lubił grać w piłkę. Nie był najlepszy w tej dziedzinie, ale widział w tym wspólnotę – żeby być razem z innymi. Rzeczywiście, ktokolwiek staje naprzeciwko tego sarkofagu, to ma wrażenie, że widzi twarz anioła, który sobie po prostu śpi. Pomimo tego, że ta twarz została poprawiona, bo to musimy powiedzieć oficjalnie, to powiedział ks. biskup – została odpowiednio przygotowana, żeby móc być wystawiona. Tam jest autentyczne jego ciało, natomiast twarz i ręce pokrywa warstwa silikonu, która odtwarza jego autentyczną twarz, także nie ma żadnego przerysowania. On wygląda tak, jak za życia. Siłą rzeczy, gdy umrzemy to nasze ciało podlega prawom biologicznym i ciało Karola też w jakiś sposób miało oznaki rozkładu. Natomiast zachowało się na tyle dobrze, że te relikwie, jego ciało, można było wystawić.

Ojcze, czym dla nas, czym dla młodych ludzi będzie ta beatyfikacja Karola?

AH: Bardzo bym chciał i życzę tego nam wszystkim, szczególnie ludziom młodym, żeby to nie było tak, jak z wieloma beatyfikacjami, że dany Sługa Boży zostanie ogłoszony błogosławionym czy świętym i na tym się kończy. Tak naprawdę kult świętych leży w naszych rękach. Jeżeli będziemy przyzywać jego wstawiennictwa, jeżeli będziemy się wczytywać, pójdziemy jego śladem, to ta beatyfikacja będzie miała sens i będzie przynosiła bardzo konkretne owoce. Carlo w kilku powiedzeniach, które często powtarzał, jest tak oryginalny, tak  przekonywujący, że jeżeli ktokolwiek tylko otworzy swoje serce na Bożą łaskę, to mając takiego przewodnika, takiego młodego kompana, kolegę, na pewno się na życiowych drogach nie pogubi. Przede wszystkim chodzi o Eucharystię, o tę bliskość. Przypomnijmy, to jest niesamowicie ważna sprawa, Karol, który przyjął Komunię świętą w wieku siedmiu lat, od dnia I Komunii świętej nie opuścił mszy świętej żadnego dnia. To była Eucharystia codzienna, to był wysiłek, to były wyrzeczenia. On we mszy świętej uczestniczył z prostego powodu – bo chciał. I nic mu w tym nie przeszkodziło. Świat młodych ludzi, który dzisiaj ogarnął duch lenistwa, jeszcze ta pandemia go w jakiś sposób umacnia, nagle w nim staje człowiek, bardzo zdeterminowany, który Eucharystie traktuje na serio, który traktuje Eucharystię jako bardzo realną obecność. On idzie na Eucharystię spotkać się z Przyjacielem, porozmawiać z Nim, umocnić się przyjmując Jego Ciało. Myślę, że dla młodych ludzi jest i będzie cały czas takim przykładem. Jest takie jego powiedzenie, które dziś powtarzają prawie wszyscy: Rodzimy się jako oryginały, a umieramy jako fotokopie. To grozi szczególnie ludziom młodym, dlatego, że  – szczególnie w świecie mediów – mają bardzo wiele przykładów i możliwości do naśladowania. Niestety – to naśladowanie nie zawsze wiedzie dobrą drogą, do dobrych rzeczy. Dlatego ten młody człowiek z jednej strony nas zawstydza takim myśleniem, bo nas jeszcze nie stać na coś takiego, a jego było stać. Jednoczenie podkreśla jak wielkie znaczenie ma w życiu człowieka, szczególnie młodego, przyjaźń z Chrystusem. Bo można być złym na Kościół i widzieć w nim to, co chce się widzieć, ale dla Karola Kościół to był Chrystus, dlatego nigdy nic złego o Kościele nie powiedział. Wystarczy powiedzieć, że jak się dowiedział o tej galopującej białaczce, to wszystkie swoje cierpienia ofiarował właśnie za Kościół i za Ojca świętego. Poza tym jest przykładem modlitwy. Przeżywamy miesiąc różańca świętego. My tu w Lublinie zapraszamy, różne grupy przychodzą, aby modlić się razem z nami. Dzieci, młodzież dzisiaj – mają zajęcia dodatkowe, korepetycje, basen, taniec. Na różaniec nie bardzo znajdują czas. A Karol codziennie odmawiał różaniec. Mówił, że różaniec to jest dla niego spotkanie z najpiękniejszą kobietą świata. I znowu – znajdował czas dlaczego? Bo chciał go znaleźć. Doskonale wiedział, że to nie Pan Bóg potrzebuje jego modlitwy, tylko on potrzebuje Pana Boga, a Maryja jest tą, która nas do Niego prowadzi. Wiele jest takich „kultowych” tekstów autorstwa tego młodego człowieka, które warto powtarzać i rozpowszechniać, żeby się przekonać, że to nie była świętość „na chwilę”. Ona tak jak mówił, tak też żył. Może pociągnąć młodych ludzi właśnie tym, że był autentyczny, że niczego nie udawał. Dzisiaj taka autentyczność pociąga najbardziej.

Karol napisze: Kiedy stajesz twarzą w twarz ze słońcem, opalasz się, ale kiedy stajesz przed Jezusem, Eucharystią, stajesz się świętym”. Tej świętości życzymy sobie i każdemu. Zapewne ta historia i poznawanie życia Carla Acutisa będzie nam towarzyszyć. Beatyfikacja już 10 października w Asyżu, tym umiłowanym przez Karola miejscu. Módlmy się za młodych ludzi, szczególnie za tych, którzy nieustannie poszukują relacji Panem Bogiem. Ojcze, ostatnie pytanie – w Lublinie, gdzie ojciec pracuje, posługuje – jak ten kult przyszłego błogosławionego wygląda?

AH: Ja bardzo często o nim mówię dzieciom, młodzieży. Teraz w niedzielę była uroczystość św.  Franciszka w naszym zakonie, więc gdy przez cały dzień głosiłem kazania nawiązywałem porównując te dwie postaci – Franciszka i Karola, bo one są, pomimo ośmiu wieków, które je dzielą, bardzo sobie bliskie. Zachęcam młodych ludzi, żeby się modlili. W zeszłym roku byliśmy z grupą młodzieży franciszkańskiej w Asyżu i bardzo chciałem, żebyśmy odwiedzili sanktuarium, w którym jego sarkofag się znajduje. Modliliśmy się przy tym sarkofagu, mogliśmy dotknąć tych miejsc i związanych ze św. Franciszkiem, i pomodlić się przy grobie Sługi Bożego Carla Acutisa. To, co my, duszpasterze, możemy zrobić, to po prostu mówić o nim. Poznawać go i po prostu przekazywać to dalej, tak jak przekazujemy Ewangelię. Karol jest takim ewangelicznym młodzieńcem, więc na pewno nikomu Pana Jezusa nie przysłoni.