Wszystkich Świętych. Jak co roku, Ewangelia wskazuje nam drogę wiodąca do szczęścia. To droga „Ośmiu Błogosławieństw” (Mt 5,1-12). Mało atrakcyjna, bo chodzi o to, by sta(wa)ć się ubogim, cichym, łaknącym sprawiedliwości, potrafiącym zasmucić się z jej braku, miłosiernym, czystego serca, wprowadzającym pokój… – „Błogosławieni ubodzy w duchu” – mówi Jezus. Czyli błogosławieni ci, dla których Bóg jest bogactwem. Ubodzy w duchu to także ci, którzy świadomi swoich własnych bied i braków, nie zakładają masek, ale tym bardziej na Boga się otwierają. – „Błogosławieni, którzy się smucą”. Jezus nie mówi „błogosławieni smutni”, ale ci, którzy się smucą! Smucą się, bo nie potrafią jeszcze kochać Boga całym sercem. Smucą się, że w naszym kraju i rodzinach wciąż jeszcze tyle agresji, krzywdy, grzechu… – „Błogosławieni cisi”, tzn. ci, którzy uwierzyli, że miłość i wierność Bożym przykazaniom jest stokroć potężniejsza niż siła i przemoc. Którzy wierzą, że ostatecznie zwycięży słaba prawda, a potężne kłamstwo będzie upokorzone. – „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości”, tzn. ci, którzy pragną sprawiedliwości prawdziwej, tej płynącej z Boga. Bo zarówno historia, jak i czasy współczesne pełne są niedobrych pragnień sprawiedliwości, chociażby „aborcji bez granic”. I to nie dlatego, że oni chcą zła. Ale dlatego, iż postulat ten wydaje im się słuszny, sprawiedliwy. To są niedobre i perwersyjne pragnienia sprawiedliwości.- „Błogosławieni miłosierni” – mówi Jezus. Miłosierni wobec własnej samotnej matki, ojca czy ciotki, ale też dla ludzi zagubionych, dotkniętych rozpaczą, ludzi kuszonych atrakcyjnymi modelami przejścia przez życie bezsensownie. – „Błogosławieni czystego serca”. Czysty to nie ten, który jest bezgrzeszny. Czysty to ten, który jest szczery, prawdziwy, czyli ten, który staje w prawdzie przed Bogiem i przed sobą samym. Te ewangeliczne błogosławieństwa nie są szyderstwami. To droga do Boga, który pragnie podzielić się z nami swoim szczęściem. No właśnie, szczęściem! Ciekawe, że mówiąc o szczęściu, Pan Jezus nie używa słowa, którym w jego czasach posługiwała się tradycyjnie filozofia: „eudaimonia” – εὐδαιμονία. Słowo to oznaczało nagrodę za indywidualny wysiłek. Jezus używa przymiotnika „makarios” – μακάριος, który wskazuje na sposób bycia w konkretnych sytuacjach. I na tym właśnie polega paradoks „Błogosławieństw”, czyli wytyczonej przez Ewangelię drogi do szczęścia. Według Jezusa można być szczęśliwym nawet w sytuacjach, które po ludzku nie są korzystne. Wtedy bowiem otwiera się przestrzeń dla Boga. Rodzi się nadzieja. Zaczynamy czuć, że szczęście nie jest li tylko wynikiem ludzkiego wysiłku, ale Bożym darem. I jeszcze jedno.Tegorocznym obchodom Wszystkich Świętych towarzyszy wiele sytuacji dramatycznych. Rewolucja nadwiślańska i pandemia koronawirusa piszą scenariusz, w którym nie łatwo jest odczuć (s)pokój i utrzymać przy życiu nadzieję. Ale to właśnie w takich chwilach święci przychodzą nam na odsiecz: w kryzysie, w cierpieniu, w mrokach… Bo święci to konkretni mężczyźni i kobiety, którzy uczą jak nie dać się zmiażdżyć ciężarowi teraźniejszości. „To, co jest teraz – powiadają, nie jest ostatnim słowem”! Oni doskonale zdają sobie sprawę z ciężkości rzeczywistości, ale nie poddają się rozpaczy. Ale „na cóż świętym wygłaszane przez nas pochwały, na cóż oddawana im cześć, na cóż wreszcie cała ta uroczystość”? – pytał przed wiekami, w kazaniu na Wszystkich Świętych, św. Bernard z Clairvaux. W rzeczy samej – dzisiejsza uroczystość nie świętym jest potrzebna, ale nam, którzyśmy jeszcze w drodze.

Ks. Stanisław Stawicki SAC