«Paris vaut bien une messe»! (Paryż wart jest mszy). Zdanie to przypisuje się Henrykowi IV, królowi Nawarry z dynastii Burbonów, który jako protestant ubiegał się o tron francuski po zasztyletowaniu Henryka III (Walezego – byłego króla polskiego). Miał je wypowiedzieć przyjmując katolicyzm w celu zdobycia tronu i Paryża. Trudno się z tym zdaniem nie zgodzić, choć kontekst w jakim zostało ono wypowiedziane jest bardziej niż dwuznaczny. Innymi słowy, Paryż wart jest mszy chociażby z racji jego niesamowitej architektury sakralnej.
Chciałbym zaprowadzić was dziś do kościoła św. Eustachego (Saint-Eustache), który znajduje się w samym sercu Paryża, nieopodal Luwru, a który 4 lutego świętował swoje 800. urodziny.
Otóż, 800 lat temu, Paryż właśnie ukończył swoje fortyfikacje. Miasto zostało podzielone na osiem dzielnic. Na północy miasta, przy drodze prowadzącej z placu budowy Notre-Dame na wzgórze Montmartre, stała kaplica poświęcona św. Agnieszce. Podniesiona do rangi parafii, kaplica przyjęła nazwę św. Eustachego, gdyż kościół otrzymał relikwie tego rzymskiego męczennika z III wieku. Była jednak zbyt mała, by pomieścić wszystkich parafian. W 1532 roku położono więc kamień węgielny pod budowę nowego kościoła, który miał być największą świątynią w Paryżu. Mimo, że plan ten nie powiódł się, jego potężna gotycka bryła i renesansowy wystrój robią niesamowite wrażenie. Kościół ma 105 metrów długości i ponad 33 metry wysokości (o kilka centymetrów więcej niż sklepienie katedry Notre-Dame). Ma pięć naw i 25 kaplic. Jego budowa trwała ponad 100 lat. Został konsekrowany dopiero w 1637 roku.
W następnych stuleciach Saint-Eustache nadal był upiększany i zdobiony arcydziełami. To pod jego gotyckim sklepieniem ochrzczono Moliera, Richelieu i Madame de Pompadour, a Ludwik XIV przyjął w nim Pierwszą Komunię. Tutaj odbyła się premiera „Te Deum” Berlioza i pogrzeb La Fontaine’a. Wielu turystów i pielgrzymów nawiedza ów kościół, by podziwiać jedne z największych we Francji organy (8.000 piszczałek). Chlubą kościoła jest też obraz Rubensa „Uczniowie z Emaus” powstały ok. 1611 roku.
Saint-Eustache stał się też parafią rzeźników, których w pobliskich Halach nigdy nie brakowało. To właśnie oni ufundowali witraż o nazwie „Le Souvenir de la charcuterie française” (Pamiątka francuskich wędlin). Kolorowe odbicia kiełbas i świń są tu niezwykłym i jedynym chyba w swoim rodzaju kościelnym witrażem.
W 1793 roku Rewolucja zamieniła świątynię na magazyn zbożowy. Dopiero w XIX wieku, po wielu latach plądrowania i profanacji, kościół został odrestaurowany. W 1922 roku arcybiskup Paryża powierzył parafię księżom filipinom, a dokładnie francuskiej gałęzi filipinów, nawiązującej do rzymskiej fundacji Filipa Neri, ale założonej przez kardynała Pierre de Bérulle. Tak więc od małej kaplicy św. Agnieszki po monumentalny kościół gotycki, św. Eustachy stał się symbolem Kościoła w drodze, który jak pielgrzym podąża umęczonymi i odważnymi krokami drogą prowadzącą do Domu Ojca.
I jeszcze jedno. Eustachy to imię pochodzenia greckiego, raczej mało popularne w kraju nad Wisłą, a jeżeli już, to używane raczej w kręgach „szlachetnie urodzonych”. W rzeczy samej, kilkanaście lat temu, pracując jeszcze w Afryce, zanurzałem się w autobiografii księcia Sapiehy, pt. „Tak było…Niedemokratyczne wspomnienia Eustachego Sapiehy”. Otóż, Eustachy Seweryn Sapieha (1916-2004) spędził pół wieku w Kenii prowadząc tartak i szukając drogocennych kamieni. W końcu został zawodowym myśliwym i organizował safari w stylu Hemingway’a. Jego autobiografia to bardzo barwna, dowcipna i pasjonująca opowieść. Doskonały scenariusz filmowy napisany przez życie. Zachęcam!