Od czasów pradawnych liczba siedem jest liczbą świętą, pełną mistycyzmu i ukrytej mocy. W tradycji biblijnej symbolizuje pełnię i doskonałość. Otóż warto wiedzieć, iż Elżbieta Sanna, której siódmą rocznicę beatyfikacji obchodzimy dzisiaj, była siedem lat młodsza od Wincentego Pallottiego i zmarła siedem lat po jego śmierci.
Zmarła w Rzymie, gdyż z racji zdrowotnych zmuszona została do pozostania w Wiecznym Mieście po odbytej pielgrzymce do grobów świętych Piotra i Pawła. Pochowano ją tak jak pragnęła, u boku jej duchowego przewodnika ks. Wincentego Pallottiego w kościele SS. Salvatore in Onda.
Ta bliskość relikwii ich obojga nie jest przypadkowa. Podobnie bywało w długiej historii Kościoła. Na myśl przychodzi św. Franciszek z Asyżu i św. Klara; św. Teresa z Avila i młodszy od niej o 27 lat św. Jan od Krzyża; św. Franciszek Salezy i św. Joanna de Chantal; św. Wincenty a Paulo oraz współzałożycielka Sióstr Szarytek – św. Ludwika de Marillac; św. Małgorzata Alacoque i jej kierownik duchowy św. Klaudiusz La Colombière; czy bliżej naszych czasów, św. Faustyna Kowalska i bł. Michał Sopoćko.
Przykłady można by mnożyć. Prawda jest taka, iż świętych obcowanie zaczyna się tu na ziemi, by trwać w wieczności.
Podobnie przydarzyło się w życiu św. Wincentego Pallottiego i bł. Elżbiety Sanny. Pallotti nie tylko był jej busolą w sytuacjach i decyzjach o daleko idących konsekwencjach, ale wysłuchując jej zwierzeń, dzielił się z nią własnymi wątpliwościami i pomysłami. Wtajemniczał ją w swoje apostolskie plany. Nie taił przed nią osiągnięć i porażek. Przy niej krzepił się otuchą.
Pomógł też odkryć Elżbiecie wiele nieznanych talentów, zwłaszcza dar trafnej rady, dzięki któremu zasłynęła ona w Rzymie jako „niewiasta dobrej rady”. W rzeczy samej, głębia jej wiary, jej zdrowy rozsądek i umiłowanie Kościoła sprawiały, iż wiele osób szukało u niej porady prosząc o modlitewne wsparcie. To dzięki modlitwie, cierpieniu oraz darowi rozeznawania, ta niepełnosprawna, niepiśmienna matka i wdowa stała się – podobnie jak jej mistrz duchowy – mistyczną apostołką Rzymu.
„Natura nie wyposażyła Elżbiety obficie – twierdzą niektórzy jej biografowie. Była niska, chuda i brzydka”. Gdy przechodziła przez targ na Campo de’ Fiori, rzucano ponoć w nią „kapustą i karczochami”. Jedyną ozdobą jej twarzy były „płonące oczy”, które jakby czytały w duszy rozmówcy. Oczyma duszy widziała poza horyzontem czasu i przestrzeni. I to dostrzegł w niej Pallotti. Gdy raz zapytano go, kim jest ta pokraczna postać, odpowiedział: „To jest święta dusza, a nazywa się Elżbieta Sanna”.