Współczesny świat zasypuje nas truizmami głoszącymi treści typu: „Bądź sobą!”, „Odnajdź siebie”, „Odkryj kim jesteś”. Tymczasem na kartach Pisma Świętego – jakby w pewnej opozycji do przedstawionych wyżej słów – Pan Jezus używa kategorycznego sformułowania: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je” [Mk 8, 34-35]. Zaparcie się samego siebie, czyli absolutne odrzucenie swojego „ja”, staje się w świetle tych słów warunkiem koniecznym do bycia z Jezusem, opisanym jako „pójście za Nim”. Pan Jezus przedstawia się w tej scenie jako ktoś, kto idzie, kto pozostaje w ruchu – a my, nie krocząc za Nim, pozwalamy na to, aby powstawała między nami a Nim odległość, którą możemy rozumieć jako pewien dystans duchowy. Relacja z Jezusem jest w mojej ocenie drogą (tak jak Jezus jest Drogą – J 14), jest zatem dynamiczna; aby trwała, musimy pozostać w ruchu, krocząc za Nim. Czy istnieje życie bez ruchu? Nie. Czy istnieje Życie bez Jezusa? Zdecydowanie nie.
Jak mają się cytowane wyżej słowa Boskiego Mistrza do dobrych w założeniach postulatów dotyczących „odnalezienia siebie”? Mają przecież pozytywny cel – osiągnięcie szczęścia. Ponadto nie można przecież zignorować faktu, że aby „zaprzeć się samego siebie”, trzeba wpierw wiedzieć, kim się jest, tzn. mieć tożsamość swojego „ja”, mówiąc inaczej: aby zaprzeć się samego siebie, należy najpierw odnaleźć siebie.
Refleksja nad tak złożonym zagadnieniem prowadzi mnie do wniosku, że prawdziwie „być sobą” może być człowiek jedynie w Jezusie Chrystusie. Same postulaty dotyczące „odnalezienia siebie” wykluczają ten związek – przedstawiają możliwość odnalezienia szczęścia wyłącznie w odnalezieniu swojej tożsamości. Tymczasem człowiek wierzący nie może zbudować swojego życia bez Jezusa! („kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je”) To na Nim i w Nim budujemy poczucie swojej tożsamości, swojego autentycznego „ja”, które pozbawiane jest nadmiernej miłości własnej, a odziewane jest w możliwość miłowania miłością czystą i ofiarną („niech weźmie krzyż swój”). Osiągnięcie takiej istoty rzeczy możliwe jest zatem tylko i wyłącznie w połączeniu z zaparciem się swojego „ja” (swojego „ego”), które skłania się raczej do miłowania rzeczy próżnych; które jest egoistyczne, zapatrzone w siebie oraz swój dobrostan.
Dopiero gdy człowiek prawdziwie zaprze się samego siebie, swojego „ja”, które zawiera egoistyczne pobudki, nadmierne myślenie o sobie i swoim dobrobycie, będzie w stanie naśladować Jezusa, a co za tym idzie „znajdzie swoje życie”. Swoje życie, czyli swoją tożsamość – znajdzie siebie (!); prawdziwego, szczęśliwego, nieskorego do narzekań na trudy („krzyż”), gotowego do ofiarowania się w każdej chwili drugiemu człowiekowi w przymierzu miłości z Bogiem.
Porzucenie swojego „ego” kosztem „wzięcia swojego krzyża” usposabia nas w możliwość rzeczywistego naśladownictwa Jezusa Chrystusa, a to jest przecież jednym z głównych celów życia osoby wierzącej.
To Chrystus rozpoczął ten proces „odnalezienia siebie” w „zaparciu się samego siebie”. Przychodząc na świat w ubogim żłobie, ogołocił samego siebie, innymi słowy „wyparł się samego siebie” w istocie boskości i ograniczył się do formy człowieka z krwi i kości, aby przybliżyć się do nas w miłosiernej miłości, miłości nie z tego świata, miłości wprost pochodzącej od Boga. Naśladując takie wyrzeczenie, człowiek może przejść w stan prawdziwego szczęścia i poznać rzeczywistość swojego „ja”, czyli swojej istoty, wszystkiego co składa się w nim na człowieczeństwo, na sens jego istnienia.
W duchu tak poprowadzonej refleksji pozostawiam Was, Drodzy Czytelnicy, z życzeniami odnalezienia pełni szczęścia (swojej tożsamości) w naszym Zbawicielu, Jezusie Chrystusie. Na kartach „Dzienniczka” świętej Siostry Faustyny, Pan Jezus zapewniał ją, że „Miłość Jego nikogo nie zawodzi” [Dz. 29] – słowa te są wiecznie aktualne i mogą rezonować w sercu każdego człowieka, czego sam jestem żywym dowodem.
– A.M.D.G.
Mateusz Odrobina – Były ateista, dzisiaj wdzięczny Panu Jezusowi twórca facebookowego bloga “Odrobina z Bogiem”, członek Wspólnoty Przyjaciół Oblubieńca, wolontariusz krakowskiej Fundacji Mam Marzenie. Z wykształcenia prawnik, w wolnych chwilach lubiący czytać, pisać i żyć.