Jej grają fanfary!

„Jej spojrzenie było hipnotyzujące, przeszywające! Pani ze zdjęcia — jak wtedy myślałam, była piękna i zazdrościłam Jej synowi, że trzyma Go w ramionach!”. Za każdym razem, kiedy dane mi jest stanąć przed Jej świętym obliczem czuję ogromne wzruszenie i radość, a także mam w pamięci te słowa, które kiedyś wypowiedziała moja siostra. Przez wiele lat było jednak zupełnie inaczej, gdyż patrząc w oczy Czarnej Madonny czułem, że nie jestem godzien Jej miłości, a także miłości Tego, który z tego obrazu chce mi błogosławić. Wszystko z powodu grzechów, które wiele lat tkwiły w moim sercu, lęku przed ich wyznaniem oraz niezabliźnionych ran. Co więcej miałem świadomość, że sam przyczyniam się do Jej cierpienia, którego znakiem są szramy na Jej policzku.

Doskonale pamiętam swoją pierwszą wizytę w tym świętym miejscu, a także moment kiedy tłum w kaplicy pada twarzą do ziemi na kolana, a w tym czasie mury klasztoru drżą od granej intrady podczas odsłonięcia Jej cudownego obrazu. Tata trzymał mnie w tym momencie na rękach, bym wszystko dokładnie widział. Obok klęczała mama z babcią, a na ich twarzach potokiem spływały łzy. Zresztą nie tylko one tak się zachowywały, gdyż widziałem takich osób wiele, dla których nie liczyły się tłumy w kaplicy, krata, otaczające ich wota pełen kul, złotych serc, łańcuszków, różańców. Liczyła się tylko Ta, na którą patrzyli. Sam chciałem wtedy być jedną z takich osób, ale czterolatkowi trudno przecież wylewać łzy „na zawołanie”.

Moja prośba, by dołączyć do grona „płaczących” pielgrzymów spełniła się kilka lat później, w lecie 2019 roku, kiedy przeżywałem bardzo trudne chwile, a jasnogórska kaplica była świadkiem moich łez wylanych na posadzkę praktycznie co dwa tygodnie, kiedy jeździłem do Częstochowy. Wtedy doświadczałem na sobie słów, które Maryja usłyszała od Symeona, wychodząc ze świątyni: „A Twoją duszę miecz przeniknie i na jaw wyjdą zamysły serc wielu”. Tak mijały lata, a ja zacząłem wreszcie zauważać to, co wcześniej było dla moich oczu niewidoczne. Zdane egzaminy gimnazjalne, maturalne, ukończone wymarzone dwa kierunki studiów, zdobyta praca o jaką prosiłem. Zrozumiałem, jak byłem ślepy, a na dodatek niewdzięczny. Tak często o Niej zapominałem, a Ona o mnie? Nigdy.

Zrozumiałem na czym polega zawierzenie Jej. To zdanie się bezwzględnie, tak jak Ona, na wolę Boga i przyjęcie wszystkiego, nawet największych cierpień w pełnej pokorze. I ufność w to, że pomimo trudnych chwil Jezus wie, co jest dla mnie najlepsze i z każdego cierpienia potrafi wyciągnąć dobro i chwałę swojej Matki. Najlepiej świadczą o tym ściany kaplicy, które symbolizują dla mnie nie tylko uzdrowienie fizyczne czy duchowe. Są dla mnie znakiem otarcia łez i dowodem ogromnej miłości Jezusa i Maryi. Nikt nie jest w stanie poznać tych wszystkich historii, o których opowiadają wiszące dary, klasztorne kroniki, konfesjonały, czy serca milionów pielgrzymów, którzy rok w rok przybywają do jasnogórskiego sanktuarium, by choć przez chwilę pokłonić się Tej, która od sześciu wieków „obdarza macierzyńską miłością naród, który Ją wybrał na swoją Królową”.

Bo przecież wiara żyje w ciszy i nie czeka na fanfary. One przyjdą same w naszym życiu tak jak przyszły do Tej, która zawsze mówiła Bogu: TAK. Bez względu na zwiastowanie w Nazarecie, trudy rodzenia w Betlejem, czy trwanie przy konającym Synu na Kalwarii. Jak to się dla Niej skończyło – wszyscy dobrze wiemy. JEJ, KRÓLOWEJ — GRAJĄ FANFARY!

Mateusz Wałach – absolwent turystyki religijnej oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Uwielbia dobrą kuchnię i spotkania z przyjaciółmi.

2023-05-03T08:40:05+02:003 maja, 2023|Blogosfera, Mateusz Wałach|
Przejdź do góry