Kościół jest spóźniony o 200 lat. Dlaczego się nie otrząśnie? Czy to strach? Lęk zamiast odwagi? Przecież wiara jest fundamentem Kościoła. Wiara, ufność, odwaga – mówił w ostatnim wywiadzie, na kilka miesięcy przed śmiercią, kardynał Carlo Maria Martini.

Wiele w naszym Kościele powstało “pomników”. Nie tylko tych fizycznych, ale również tych w postaci procedur, przepisów, nakazów, zakazów, zaleceń itp. Przestaliśmy myśleć samodzielnie i schowaliśmy się za pobożnymi praktykami i tradycją, żeby unikać chrześcijańskiej odpowiedzialności w pracy nad samym sobą oraz nad budowaniem swojej otwartości i wrażliwości.  Nasze wąskie spojrzenie, które chowamy czasami za sformułowaniem “skupienie na Jezusie”, nie pozwala nam nierzadko de facto zobaczyć innych ludzi wokół. Ludzi, w których jak wierzymy przecież, jest obecny Pan Bóg.

I myślę, że brakuje nam tej odwagi, o której mówił kardynał Martini, a która buduje dojrzałość wiary. Odwagi, żeby się otworzyć do trudnego dialogu ze światem. I nie. Nie o to chodzi, aby się do niego dostosowywać w każdym aspekcie. Nie oznacza to też, żebyśmy mieli wyrzekać się własnej tradycji, lecz jedynie byśmy się jej kurczowo nie trzymali i zdecydowali się na odkrywanie tejże tradycji w znacznie szerszym kontekście, a za pomocą dialogu z innymi spojrzeli na nią także oczami właśnie tych “innych”.

Wiele pobożnych słów, które wciąż z taką namiętnością wypowiadamy, stało się nieaktualne i przez to niezrozumiałe. Spowszedniały (niekiedy przez nasze lekkomyślne używanie ich) oraz stały się puste i zbyt nieporadne, żeby mogły dalej przekazywać przesłanie Ewangelii. W dzisiejszym Kościele nic nie daje kolejne przeformułowanie doktryn. Dlatego tak ważne jest pokazywanie dojrzałej wiary, którą poznaje się również po tym, w jakiej mierze tworzy przestrzeń dla ludzkiego sumienia, w jakiej mierze go pobudza. Bo dojrzewanie wiary sprzyja dojrzewaniu sumienia, a niedojrzała wiara nie ufa sumieniu i stara się go zastąpić jedynie ślepym posłuszeństwem wobec przedkładanych z zewnątrz nakazów i zakazów.

Przepisy czy procedury są potrzebne i pożyteczne, jeśli tylko zrozumiałe jest ich znaczenie. Kiedy służą człowiekowi, a nie człowiek służy im. Od przedszkolnych katechez jesteśmy uczeni: to rób, tego nie rób, to rozumiej w ten sposób, a na to nawet nie patrz. I o ile jest to jak najbardziej zrozumiałe, aby pokazać małym dzieciom pewien określony system wartości oraz rozumienie dobra i zła, o tyle gdy człowiek staje się świadomy to potrzebuje przestrzeni “nieskażonej” tym – powiedziałbym – biurokratycznym sposobem myślenia.

Dojrzała wiara wychodzi poza schematy, czasem również te, bez których do tej pory nie wyobrażaliśmy sobie funkcjonowania. Mało tego, Jezus był właśnie kimś takim. Wzbudzał oburzenie, bo głosił Ewangelię w niespotykany dotąd sposób, burząc wiele “pomników” ówczesnego świata, którymi były m.in. panujące zasady.
Naśladowanie Chrystusa nie polega więc na wypełnianiu nakazów i zakazów, ale na miłości, za którą dał się zabić.
W takim razie… czy wychodzenie poza utarte schematy i poza system nakazów/zakazów to uwspółcześnianie Kościoła? Czy może po prostu powrót do jego źródła?

Kacper Mojsa – redaktor Radia Pallotti FM i współtwórca podcastu W Ferworze Dialogu. Zaczytany w duchowości student ekonomii, pasjonat tenisa i piłki nożnej.