Szukasz mnie zawsze i chcesz mi dać siebie całego,
chcesz przemienić mnie całego w siebie,
ponieważ chcesz mnie uszczęśliwić,
jak sam jesteś szczęśliwy.
Św. Wincenty Pallotti

Ludzie  z którymi pracowałam, również rodzina często  zadawali mi pytanie – czy jesteś szczęśliwa? Kiedyś rozmawiałam z kimś na ten temat, pytając dlaczego pyta? Odpowiedź była prosta – nie znam zasad twojego życia i nie wiem czy są w nim chwile, które dają radość.

To pytanie o szczęście jednak nigdy nie pozostawało we mnie bez refleksji. Powracało i pracowało w moim umyśle i sercu.

Czy ja jestem rzeczywiście szczęśliwa i co to dla mnie znaczy?

W jakich przestrzeniach moje szczęście wzrasta?

Muszę przyznać, że odpowiedź nie padła od razu. Wręcz przeciwnie do tej odpowiedzi musiałam dojrzeć i mam wrażenie, że ciągle dorastam.

Gdyby obecnie ktoś zadał mi pytanie o szczęście, odpowiedziałabym, że tak, jestem szczęśliwa, ponieważ zyskałam wewnętrzną harmonię i mogę nazwać ten stan stabilnością. Nie jest to absolutnie jakiś stan nirwany, w którym nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie, dzieje się dużo, ale jest to życie w zgodzie z sobą, z innymi, z Bogiem. Mam w sobie zgodę na inność, różnorodność, nieprzewidywalność.

 Pewnie są ludzie, dla których taki stan jest czymś oczywistym i nie ma w tym nic zaskakującego. Może są tacy dla których jest bulwersujący z powodu zgody na siebie w życiu zakonnym. Dlaczego?

Wydaje mi się, że wiele utworzyło się stereotypów wokół życia konsekrowanego. Wśród błędnych przekonań jest niewłaściwe rozumienie zapominania o sobie jako życia bez marzeń, bez potrzeb oraz wyrzeczenia jako życia bez odkrywania i pomnażania talentów, którymi Bóg obdarował każdego.

Szczęście w rozeznawaniu…

Przełomową w moim życiu stała się prawda, w którą uwierzyłam i którą przeżyłam. Pisał o tej rzeczywistości John Powell – jezuita. Jest we mnie coś, co mówi mi, że zostaliśmy stworzeni do szczęścia. Wierzę, iż Bóg stworzył nas, abyśmy byli szczęśliwi najpierw na tym świecie, a następnie na wieki na tamtym.[1]

Co takiego wyzwala we mnie szczęście?

Na pewno mogę powiedzieć, że jest ono związane z przeżywaniem pozytywnych emocji, które wyrażają się w stanie, jakim jest szczęście[2]. Oczywiście emocje są ulotne, trwają krótki czas. Dla mnie jednak jest ważne, by były one spójne z celem, tym wyznaczonym w życiu, rozeznanym, wcześniej odkrytym[3].

Czym jest ten cel?

Jest to misja, którą odkrywałam i wciąż odkrywam w pallotyńskim powołaniu. Mój Założyciel św. Wincenty Pallotti napisał o rozeznawaniu w Duchu Bożym: Duch Boży uczy: po pierwsze tego, co jest prawdziwe; po drugie, co pożyteczne; po trzecie, udziela światła, nie ciemności, różniących się od tych ciemności, co oczyszczają duszę; po czwarte, czyni podatnym intelekt na odczucia innych ludzi, po piąte, podsuwa myśli pokorne; po szóste, daje jasne rozeznanie w ustalaniu tego, co się czynić powinno czy tego, co winno być poniechane, oraz poucza, jak ma się porządkować własne czynności. Powyższe skutki powoduje w rozumie.

W woli natomiast utrwala: po pierwsze, wewnętrzny spokój; po wtóre, pokorę serca, spływającą na wolę; po trzecie, świętą ufność w Bogu, połączoną z właściwym działaniem i zbawiennym lękiem przed samym sobą; po czwarte, giętkość w działaniu zgodnym ze wskazówkami wiary oraz w uleganiu natchnieniom i wezwaniom Bożym – co wszak cechuje prawdziwych wyznawców Jezusa Chrystusa; po piąte, prawość w zamierzeniach; po szóste, cierpliwość w przeciwnościach (…)[4]

Doświadczenie życia pallotyńskiego w kluczu rozeznawania, które było bliskie Założycielowi mojej wspólnoty motywowało mnie, by pracując w różnych miejscach, do których posyłali mnie przełożeni, nigdy nie zrezygnować z wyznaczania sobie osobistych celów. Postawa ta wyrażała się w pytaniu, które sobie stawiałam i które kierowałam także do Boga na modlitwie – Czego Panie oczekujesz ode mnie w tym miejscu? Co mogę więcej zrobić w tej rzeczywistości w której pracuję?  

Pan za każdym razem wlewał w moje serce bardzo konkretne marzenia. Czasami mi samej wydawały się nierealne do osiągnięcia, choć zawsze były pasjonujące.

Z upływem czasu wypełnionego obserwacją, modlitwą okazywało się, że nie tylko odkrywałam w sobie dary do podjęcia wyzwania, ale zmieniały się okoliczności i pojawiały się nowe możliwości. Marzenia stawały się realne.

Oczywiście zawsze musiały być poddane pod rozeznanie przełożonych. Dla mnie „tak” przełożonego było ostatecznym potwierdzeniem właściwego kierunku.

Bywało także, że na zgodę musiałam czekać. Wracałam wtedy do tej wewnętrznej przestrzeni w sobie, którą św. Wincenty Pallotti  nazwał wewnętrznym spokojem i świętą ufnością, czasami cierpliwością w przeciwnościach. Wiedziałam, że skoro myśl pochodziła z Boga, Bóg ją przeprowadzi.

To doświadczenie realnej Bożej obecności, która przenikała i nadal przenika moją codzienność pozwalała mi podejmować ciągle na nowo moją misję i w związku z nią  przeżywać wiele pozytywnych emocji, posiadać poczucie, że zajmuję się ciekawymi sprawami, co w konsekwencji dawało mi zadowolenie ze swojego życia , czyli szczęście.

Bóg formował mnie przez te zadania. Nie od razu odczuwałam satysfakcję. Wręcz przeciwnie odczuwałam dużą niepewność, czasami lęk. Ta niepewność wzmagała we mnie modlitwę. Po ludzku była to pewnie próba oswojenia z nowym wyzwaniem. Doświadczyłam także rozczarowań, kiedy sprawy nie szły tak, jak iść według mnie powinny. Jednak jak nawet odpuszczałam sobie, Pan przychodził z nowym znakiem. Uczyłam się wtedy owej giętkości w działaniu o której mówił Założyciel, a czas oczekiwania jednocześnie stwarzał możliwość postawienia sobie bardzo ważnego pytania. Do czego dążę?, Czy przyjmuję prawdę o sobie? Jaką prawdę noszę w sobie?

Szczęście w uskrzydleniu…

Kiedy po raz pierwszy przeszłam ten proces, o którym pisałam wcześniej i zobaczyłam dobro, które się dokonało w Kościele i które trwa, potraktowałam to jako przygodę życia. Pomyślałam, Bóg dał mi przeżyć w sposób twórczy, bardzo ciekawy pewien etap mojego życia.

Wraz z upływem czasu zobaczyłam, że te procesy: marzenie – rozeznanie – modlitwa-realizacja, powtarzają się. Nazwałabym to stanem przepływu w którym ludzie, którzy go doznają są w pełni świadomi tego co robią, doskonale rozumieją jakie kroki trzeba wykonać i robią postępy nawet wtedy, gdy nie wiedzą dokąd idą, na bieżąco analizując to, co robią [5].

W kolejnych zaangażowaniach wiedziałam już, że zmierzam w dobrym kierunku i, że jeśli Pan nakreśla mi jakieś zadanie, to mam wystarczające zdolności, albo otrzymam możliwość do podwyższenia kompetencji. W pewnym momencie zobaczyłam, że się nie nudzę i że jestem pochłonięta wyzwaniem, co w konsekwencji było brzemienne w szczęście. Wyraźnie  uskrzydlało mnie to doświadczenie.

Nigdy niczego w tych wyzwaniach sama nie planowałam. Wydarzenia, w których uczestniczyłam, ludzie, których spotykałam, okazywali się częścią planu Boga. To, że tak właśnie jest, sprawiło, że moje życie stało się pasją.

Szczęście zaobserwowane i doświadczone…

Inną ważną dla mnie obserwacją, której dokonałam, dotyczy mojego życia zawodowego. Jeszcze parę lat temu dzieliłam je na etapy, które uznawałam w pewnym sensie za odrębne. Wydawało mi się, że prace, które podejmowałam w Zgromadzeniu, w których zyskiwałam doświadczenie nie mają za wiele ze sobą wspólnego. Każde z etapów zawodowych niosło w sobie trud przygotowania i wyrobienia. Osobiście potrzebuję minimum rok , żeby wejść w obowiązek.

Ponieważ lubię wyzwania, każdy z tych etapów właśnie tak traktowałam, jako miejsce rozwoju, przekraczania siebie, otwarcia na nowe. Zyskiwałam nowe kompetencje, nowe relacje i to mnie kształtowało. W nowych okolicznościach widziałam jak zmieniała się także moja modlitwa i jak dojrzewam w relacji dla mnie najważniejszej – z Bogiem.

Każdy z etapów zawodowych wymagał ode mnie umiejętności komunikacyjnych. Ojciec Święty Franciszek w nowej encyklice Fratelii Tutti genialnie ujął to, co może uczynić w człowieku dobrze podejmowany dialog.  Pomaga zbliżać się do siebie, wyrażać swoje zdanie, słuchać jeden drugiego, patrzeć na siebie, poznawać się wzajemnie, starać się zrozumieć siebie nawzajem, szukać punktów styczności, wszystko to streszcza się w wyrażeniu „prowadzić dialog”. Potrzebujemy rozmowy, aby się spotkać i pomóc sobie nawzajem.[6] Takie doświadczenia miały miejsce w moim zaangażowaniu zawodowym

Rozmowa stała się dla mnie czymś, co zobaczyłam, że łączy moje życie zawodowe. Wiele wymagających rozmów było mi dane w życiu przeprowadzić. Myślę, że tą przestrzeń również mogę zaliczyć do tych najbardziej brzemiennych w szczęście.

Celowo pomijam nazwanie zadań, które do tej pory podejmowałam, ponieważ w rezultacie nie jest to istotne. Istotna jest droga, którą świadomie starałam się przejść, angażując w każdym z etapów swoje siły, szukając śladów obecności mojego Pana.

Dziś już wiem, że doświadczenie z każdej przestrzeni zawodowej było mi potrzebne. W obecnej pracy czerpię  już ze wszystkich etapów i jest to dla mnie doświadczenie efektu zaufania Bożemu prowadzeniu. To, co na początku wydawało się kompletnie odmienne, dziś zyskało w kolejnym wyzwaniu swoistą, matematyczną część wspólną.

Szczęście w życiu wspólnym…

Człowiek jest stworzony do relacji i tylko w odniesieniu do Boga, do człowieka może posiąść prawdę o sobie, o swojej wartości i miłości.

Kolejnym ważnym miejscem, w którym rodziło się i wzrastało moje szczęście to wspólnota pallotyńska. Jest to miejsce, gdzie na pierwszej linii uczę się miłości Boga i bliźniego. Miłujcie się wzajemnie, jak ja was umiłowałem ( Por. J 15,12) Po raz kolejny w artykułowaniu tego, co gra mi w umyśle przychodzi papież Franciszek. W nowej Encyklice napisał: Miłować się tak, jak Pan miłował, to nie ograniczać się  do osobistych zasług braci i sióstr, ale wychodzić poza nie; być posłusznym nie własnym pragnieniom, ale Bogu, który przemawia poprzez warunki i potrzeby braci i sióstr, bo przecież jak to nauczał św. Jan Paweł II – cała owocność życia zakonnego zależy od jakości życia braterskiego, a sama komunia braterska jest już apostolstwem[7].

Czym zatem dla mnie jest wspólnota zakonna i dlaczego widzę w niej miejsce realizowania życia szczęśliwego?

Założyciel św. Wincenty Pallotti nakreślił czytelną mapę, która jest dla mnie wyznacznikiem. Przez  scalenie w sobie drogi od komunii z Bogiem, dalej przez relacje z siostrami i braćmi do współpracy w apostolstwie – oto jak przebiega moja codzienność.

Wspólnota jest zarazem dla mnie miejscem, gdzie mogę jednoczyć się z Bogiem poprzez wspólną modlitwę, również tę sakramentalną. Jest przestrzenią dzielenia się Słowem Bożym i życiem. Jest Wieczernikiem wspólnej modlitwy do którego wchodzę, by otrzymać pełnię darów i z którego wychodzę, by wypełnić swoje zadania.

Święty Wincenty  tak to ujął w Swoim dzienniku duchowym: Postanawiam przedstawiać sobie (często to w sobie odnawiać), że w jakimkolwiek będę się znajdował miejscu, będę wraz ze wszystkimi stworzeniami w jerozolimskim Wieczerniku, gdzie Apostołowie otrzymali Ducha Świętego; i jak Apostołowie pozostawali tam z Najświętszą Maryją, tak będę sobie też wyobrażał, iż jestem tam z moją nade wszystko najukochańszą Matką Maryją i z nade wszystko najbardziej umiłowanym Oblubieńcem Jezusem, którzy — uważam to za pewne — jako moi najosobliwsi Obrońcy sprawią, że spłynie na mnie i na innych obfitość Ducha Świętego[8]

Wspólnota jest dla mnie także miejscem wzrastania, wzajemnej pomocy i towarzyszenia w odchodzeniu do Pana na wieczność. Jest miejscem nawiązywania relacji zarówno tych trudnych, przekraczania siebie i tych głębokich, które zostają na całe życie. Jest także miejscem kształtowania się dialogu międzypokoleniowego.

Jest zatem dla mnie obszarem kształtowania się więzi, miejscem rozwoju osobistego, miejscem przemiany i przebaczenia, miejscem w którym spotykam i dorastam do spotkania z Bogiem. Bywa różnie w chwilowych odczuciach, jestem jednak przekonana, że wspólnota jest darem i zadaniem i że, we mnie ostatecznie owocuje wewnętrzną stabilnością, którą ja utożsamiam ze szczęściem. Jest to droga na której towarzyszą mi bracia i siostry prowadzeni przez tego samego Ducha, który pragnie zaspokoić pragnienia wzbudzone przez Ojca i oczywiście wie jak to zrobić[9].

Szczęście w charyzmacie…

Czymś absolutnie dla mnie ważnym jest charyzmat wspólnoty zakonnej. Osoba Założyciela jest dla mnie pasjonującą. Jest nim kapłan rzymski żyjący zaledwie 55 lat na przełomie XVIII i XIX wieku. Od początku Jego droga powołania była inna niż zwykliśmy przypuszczać. Przygotowywał się do kapłaństwa poza murami seminarium. Miał od najmłodszych lat spowiednika i kierownika duchowego. Studia odbywał na Uniwersytecie Sapienza, sam wybierał przedmioty dodatkowe, sam decydował o zaangażowaniu w okresie kleryckim i później kapłańskim. Znamiennym u Niego było to, że wszystko w co się angażował, poddawał pod osąd  spowiednika i kierownika duchowego.

Od pierwszych chwil świadomego podążania drogami ewangelicznymi uczył się rozeznawania i rozeznawał. Znaki czasu, potrzeby ludzkie, w Jego przypadku duszpasterstwo żołnierzy, posługa chorym, szkolnictwo wieczorowe, ochronki dla dziewcząt, konferencje dla duchowieństwa i wiele innych zaangażowań wynikały z obserwacji otoczenia.

Jego życie na nieskończoną chwalę Bożą, dla zniszczenia grzechu i dla zbawienia dusz, bo tak je definiował, przejawiało różnorodność zajęć, cechowało się dużym dynamizmem, rozeznawaniem znaków czasu i współpracą z innymi, co w konsekwencji spowodowało powołanie do istnienia Ruchu o nazwie Apostolstwo Katolickie. Wewnętrzną siłą, która pchała Go do działania były słowa św. Pawła – Miłość Chrystusa przynagla nas (2Kor5,14). Święty do stowarzyszenia zapraszał każdego, kto chciał  w świadomy sposób zrealizować swoje powołanie w Kościele. Pisma św. Wincentego Pallottiego bardzo dziś współbrzmią z nauczaniem papieża Franciszka. Z pewnością, pisze papież, wszyscy jesteśmy wezwani, by rozwijać się jako ewangelizatorzy[10]lub w innym miejscu: „ Także ty powinieneś pojmować całe swoje życie jako misją. Spróbuj tego, słuchając Boga na modlitwie i rozpoznając znaki, jakie On ci daje. Zapytaj Ducha Świętego, czego Jezus oczekuje od ciebie w każdej chwili twojego życia i w każdej decyzji, którą musisz podjąć, aby rozeznać miejsce, jaki zajmuje dana kwestia w twojej własnej misji[11]

Dla mnie jako Pallotynki brzemienne w szczęście jest współodczuwanie z założycielem. W ciągu życia pallotyńskiego głęboko doświadczyłam dynamizmu, współpracy oraz rozeznawania znaków czasu, czyli wartości, elementów charyzmatycznych, które utożsamiają mnie z ze Świętym oraz Rodziną Pallotyńską. Jest to doświadczenie wspólnoty ducha, komunii, która potwierdza moje zaangażowania.

Jest to bardzo cenne i żywe doświadczenie, które wlewa w serce pokój i radość, które pozwoliło doświadczyć poczucia bycia spełnioną na drodze powołania. Jest to skądinąd ciekawe doświadczenie, by współodczuwać z kimś, kto żył ponad 100 lat przede mną. Jest to tajemnica obecności konkretnego charyzmatu w Kościele, który mogę dzielić z Założycielem oraz z siostrami i braćmi z Rodziny Pallotyńskiej.

Szczęście we współpracy…

Chcę się zatrzymać dłużej jeszcze nad jednym aspektem charyzmatu Założyciela, który dla mnie jest niewątpliwie istotny. Jest nim współpraca.

Święty Wincenty Pallotti napisał: Rozum bowiem i doświadczenie wskazują, że zazwyczaj dobro, jakie czynimy w pojedynkę, jest ograniczone, niepewne i krótkotrwałe. Najszlachetniejsze zaś wysiłki jednostek nie mogą przynieść wielkiego owocu zarówno w porządku duchowym, jak i w porządku fizycznym, chyba że są zespolone i skierowane do wspólnego celu.[12] Wielokrotnie w swoich Pismach święty Wincenty Pallotti powtarza za Pseudo Dionizym Areopagitą – Ze wszystkich boskich doskonałości udzielanych przez Boga swym stworzeniom najbardziej boskim darem jest łaska współpracowania nad zbawieniem dusz[13].

Jest to wartość, która jest wyzwaniem. Jest rozwojowa zarówno w przestrzeni duchowej, jak i ludzkiej. Założyciel bardzo wyraźnie nakreślił w swoich Pismach, że współpraca jest ważnym elementem charyzmatu, ponieważ po pierwsze zbiera ludzi w konkretnym zaangażowaniu na rzecz zbawienia dusz. Po drugie pozwala uczestniczyć w życiu Trójcy Przenajświętszej i naśladować Pana – Jezusa Chrystusa oraz po trzecie pozwala obraz Trójjedynego Boga udoskonalać w sobie[14].

Dla mnie współpraca to swoiste pole rozwoju. Wielkie dzieła apostolskie stają się niemożliwe do zrealizowania bez konkretnego wkładu osobistego wielu ludzi.

Praca z innymi na pewno we mnie uwalnia zdolności twórcze. Łatwiej robi się namysł nad sprawami w kilka osób. Wymiana zdań zwiększa ciekawość i daje możliwość poznania toku myślenia innych ludzi. Praca w zespole zwiększa wydajność. W kilka osób można zrobić więcej i szerzej. Przyspiesza procesy uczenia się. W zespole nabiera się doświadczenia i otwartości na nowe, na to czego ja nie potrafię , a umie ktoś inny. Na polu współpracy niewątpliwie tworzą się warunki sprzyjające elastyczności i zmianom. Dochodzi do wymiany poglądów i wyboru najlepszej i najskuteczniejszej drogi zaangażowania się. Współpraca zapobiega rutynie. We współpracy ludzie się nie nudzą.

Oczywiście współpraca uczy także rezygnacji ze swojego punktu widzenia, przyjęcia innych sposobów realizacji niż moje. Uczy pochylania się nad sprawami, nad zadaniami , a nie nad sobą. Ostatecznie jak wskazał św. Wincenty Pallotti jest boskim darem, który prowadzi do zaangażowania nad zbawieniem dusz.

Dla mnie współpraca pozostaje zawsze wyzwaniem i swoistą pasją życia, której efektem jest szczęście. Ważnym odkryciem stało się również to, że rozeznawanie, dynamizm i współpraca są ze sobą ściśle powiązane. Jedno napędza drugie. Te istotne trzy elementy charyzmatyczne stały się dla mnie przestrzenią wzrostu duchowego i ludzkiego, stały się przygodą, która zaowocowała szczęściem.

Zatem co to znaczy dla mnie być szczęśliwą?

Znam już część odpowiedzi na to pytanie, ale w dalszym ciągu pozostaje ono dla mnie otwarte. Na pewno nie jeden raz stanę przed niewiadomą. Już dziś całkowicie powierzam się Panu, który mnie poprowadzi, bo Jemu ufam.

Mogę powtórzyć za św. Pawłem: Nie [mówię], że już [to] osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też [to] zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno [czynię]: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie (por. Flp3, 12-14).

Głęboko w sercu czuję radość, spełnienie, zadowolenie z życia. Choć również nieobcy jest mi lęk przed nieznanym, ale mimo to mam w sobie przekonanie, że nie idę sama. Jest ze mną Jezus i Jego Matka, jest Założyciel i święci, są współsiostry i ci wszyscy z którymi udało mi się stworzyć więzi.

Dziękuję Bogu za oryginalność drogi, której pozwolił mi doświadczyć i za to, że daje mi siłę by na niej trwać. Jestem w pełni przekonana, że odkrywanie i doświadczanie szczęścia na ziemi jest przedsmakiem tego, którego w pełni doświadczę w niebie. Dziękuję także Panu, że samo poszukiwanie składowych owej pełni stało się dla mnie uszczęśliwiające.

s. M. Monika Jagiełło SAC
Ukazało się w dwumiesięczniku Życie Konsekrowane 6(146)2020


[1] Powell John SJ, Twoje szczęście jest w tobie, WAM, Kraków 1995,str.7

[2] Por. Franken Robert E., Psychologia motywacji, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2006, str.393

[3] Tamże, str.393

[4] Wincenty Pallotti św., Wybór Pism, t. 4, Apostolicum, Ząbki 2001,  str.121

[5]  Por. Franken Robert E., Psychologia motywacji, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2006, str.402

[6] Franciszek papież, https://misyjne.pl/wp-content/uploads/2020/10/FRATELLI-TUTTI_PL.pdf

[7] Por. Kongregacja ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, Instrukcja Faciem Tuam, Domine, Requiram Posługa władzy i posłuszeństwo, Pallottinum, Poznań 2008, str.46

[8] Św. Wincenty Pallotti, WP t.III, Pallottinum, Poznań, 1987, s.46

[9]   Por. Kongregacja ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, Instrukcja Faciem Tuam, Domine, Requiram Posługa władzy i posłuszeństwo, Pallottinum, Poznań 2008, str.32

[10] Por. Franciszek papież, Evangelii Gaudium, Pallottinum 2014, str.81

[11] Franciszek papież,Gaudete et Exsultate, Pallottinum 2018, str.18

[12] Wincenty Pallotti św.,t.1, Pallottinum, Poznań, 1979, str.97

[13] Por. Dionizy Areopagita (wiek I), De Coelesti Hierarchia, Migne PL 122 1035—1070; Migne PG 2 111—254

[14] Por. Wincenty Pallotti, t.3, Pallottinum, Poznań, 1987, str. 527