7 lat temu w Nowej Hucie obecny abp Grzegorz Ryś wygłosił katechezę o Sercu Pana Jezusa. Wracamy do tego mementu.

J 19,31-37

Dzisiaj, jak myślę, wszyscy wiecie, Kościół przeżywa wielką uroczystość Serca Jezusowego. Ważne jest, że to nasze uwielbienie odbywa się w konkretnym momencie, jakby w ramach konkretnej tajemnicy, w którą Kościół dzisiaj wchodzi. Tajemnica dzisiejsza to jest tajemnica Boga, który ma Serce, który jest Sercem. Za chwilę będziemy adorować Jezusa Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. To też jest rozmowa od serca do Serca, mówienie sercem do Serca. Adoracja. To jest bardzo kerygmatyczne słowo. Ono mi się dzisiaj otwarło takim wierszem ks. Stanisława Pasierba. Bardzo krótki wiersz, a bardzo mocny. Nosi tytuł Getsemani:

„jak to jest gdy Bogu pęka serce”.

To jest Ewangelia o tym, jak to jest, kiedy Bogu człowiek przebija Serce. I to jest Ewangelia, która mówi o tym, co się w Bogu dzieje wtedy, kiedy człowiek przebija Mu Serce. Wydarzenie w ogóle samo w sobie jest straszne, że człowiek może przebić Serce Boga. Co się w Bogu wtedy dzieje? Nam o tym opowiada Jan. Dla niego to nie była żadna poezja. On stał na Golgocie i patrzył na to, co się dzieje. Słowo, które go przeprowadziło przez ten moment, które mu objaśniło ten moment i które mu pokazało, kim jest Bóg w tym momencie, to jest słowo, które on wywołuje z proroka Zachariasza: „Będą patrzeć na tego, którego przebili…”. To zdanie: „Będą patrzeć na tego, którego przebili” to jest dziesiąty werset z dwunastego rozdziału Zachariasza, a dokładnie jego druga połowa. Bo pierwsza połowa to jest niesamowita obietnica. Bóg mianowicie mówi: „Na cały dom Dawida i na wszystkich mieszkańców Jerozolimy wyleję mojego Ducha. Będą patrzeć na tego, którego przebili”. Trzynasty rozdział otwiera się takim zdaniem: „Dla całego domu Dawida i dla mieszkańców Jerozolimy wytryśnie źródło na obmycie z grzechów”. To jest to, co Jan widzi, że się dzieje, to znaczy widzi, że się wypełnia słowo o przebiciu Boga, i widzi, że wypełnia się słowo, że właśnie wytryskuje źródło, i dlatego tak bardzo mocno to podkreśla. Mówi: „Zaświadczył to ten, który widział, i to świadectwo jest prawdziwe”. On widzi, że wtedy, gdy się przebija Bogu Serce, to z Niego wytryskuje źródło wody i ta woda nie jest na nic innego, tylko na obmycie z grzechów, i ta woda to nie jest nic innego, tylko ten Duch, który jest zapowiedziany, że Bóg Go wyleje na wszystkich wtedy, kiedy zostanie przebity, i to jest ta odpowiedź, co się w Bogu dzieje, kiedy człowiek przebija Mu Serce.

Jak człowiek przebija Bogu Serce, to Bóg z tego Serca wytryskuje źródłem wody na obmycie tego grzechu i Bóg wylewa Ducha na tego, który Go zabija. To jeden z najbardziej szalonych paradoksów, ale to jest słowo, które potrafi przeprowadzić człowieka przez taką ciemność, jaka panowała na Golgocie. Bo trzeba się wczuć w Jana. Jan stoi na Golgocie, widzi śmierć Jezusa, widzi, jak żołnierz dokonuje jakby ostatniego aktu, który ma potwierdzić, że On umarł. Potwierdzenie urzędowe śmierci: przebito Mu Serce. Dowód. Koniec, kropka. A więc Jan ma prawo myśleć o tym, jak głęboko się w życiu pomylił, a na pewno przez te ostatnie trzy lata, kiedy za Nim poszedł. Wszystko jest bez sensu! I okazuje się, że to nieprawda, że dlatego, co wydaje się bez sensu, Bóg przygotował rozjaśnienie kilka wieków wcześniej. Jest słowo, które cię przeprowadzi, i to słowo mówi, że w tym momencie, kiedy człowiek dokonuje jakby granicznego odrzucenia Boga i przebija Mu Serce, Bóg nie jest w stanie o niczym innym myśleć, tylko jak wylać Ducha na tego, który Go morduje, bo Bóg nie jest w stanie się pogodzić z tym, że człowiek z Nim zrywa relację. W Bogu nie ma żadnej innej reakcji, tylko pytanie: jak naprawić natychmiast – natychmiast! – to, co człowiek właśnie niszczy; niszczy w sposób brutalny, nieodwołalny, przebija Mu Serce. Natychmiast wypływa woda, natychmiast wypływa Duch!

Jan ma dzięki temu tekstowi, który przychodzi do niego z Zachariasza, jeszcze raz doświadczenie Boga, który jest Miłością nieogarnioną, niezrozumiałą i kompletnie nieprzewidywalną. Pierwsza reakcja w Bogu na ludzki grzech jest taka: jak na nowo otworzyć tego człowieka na dar Ducha. Nowe wylanie Ducha (natychmiast!) na tego grzesznika, który Bogu przebija Serce.

Jak to jest, kiedy człowiek Bogu przebija Serce? Co się dzieje w Bogu? W Bogu jest zdeterminowana miłość. To znaczy taka, która jeszcze wzbiera – jeśli w Bogu może wzbierać miłość, jaką ma do człowieka – jeszcze wzrasta. Czym bardziej wzrasta, tym bardziej jest odrzucona, tym bardziej jest sponiewierana. Im bardziej jest przebita, tym bardziej rośnie.

To wygląda na paradoks, ale to jest paradoks absolutnie ewangeliczny. Na Kongresie w Skrzatuszu mówił o tym na rekolekcjach, które prowadził, ks. Krzysztof Wons. I mówił to w taki sposób absolutnie porażający, z taką mocą, która przychodzi nie tylko z tego, że się zna Pismo… I rozważał moment narodzin Jezusa w stajni. Stajnia to są ludzkie grzechy. Nie mamy wielkiej ochoty zapraszać Boga do stajni… Na salony! Bóg się rodzi w stajni. Dlaczego? Bo wie, że nas tam zawsze spotka. Bo my jesteśmy jak wół i osioł, które zawsze wracają do żłobu. Co jest tym żłobem, do którego zawsze wracasz? Twój własny grzech. I mój własny grzech. Nie bójcie się, mówię przede wszystkim do siebie. Mój własny grzech, do którego wracam. Wracam, bo nie mogę bez niego żyć, nie? Jeśli więc Bóg chce mnie gdzieś spotkać, to na pewno mnie spotka w stajni. Dlatego się w niej rodzi. Tego się nie da wytłumaczyć inaczej, jak tylko tą niewyobrażalną miłością.

Co się dzieje w Bogu, kiedy człowiek przebija Mu Serce? Ta szczelina w Sercu staje się otworem fontanny, jest źródłem, tryska woda, którą jest Duch. Z tego przebitego Serca prosto na ciebie tryska ta woda, która ci przynosi Ducha Świętego. Bo Bóg się nie godzi z tym, żebyś ty zrywał z Nim relację. To jest niesamowite, że człowiek nie jest w stanie odepchnąć Boga od siebie. Nie jest w stanie zrobić czegoś takiego, co by Boga na niego zamknęło: koniec! Nie ma takiego grzechu! Co byś robił, Boga to tylko mobilizuje, znaczy miłość, która jest w Nim. To jest przepiękne!

Prawda jest jeszcze i taka, że ta Ewangelia pokazuje też serce Jana. Pokazuje Serce Jezusa – co się dzieje z Nim – ale też pokazuje serce Jana – co jest w sercu Jana. Wiecie, co jest w sercu Jana? Słowo! Tam jest ten Zachariasz, tam jest Księga Wyjścia… Słyszeliście w tym tekście, nie? Patrzy, co się dzieje, i rozumie to. Widzi to przy pomocy słowa. To słowo jest w nim. To słowo jest w jego sercu.

Można sobie tylko wyobrażać, że Jan tym słowem Zachariasza niejeden raz się w życiu modlił, niejeden raz nad tym słowem medytował i można być pewnym, że nigdy go nie rozumiał. Dokąd nie był na Golgocie, nie wiedział, o co chodzi w słowie, które mówi: „Będą patrzeć na Mnie, którego przebili”. Nie miał prawa o tym wiedzieć. Nie miał prawa wiedzieć o tym, co to znaczy, że wtedy, kiedy Bóg zostanie przebity, to w Jerozolimie tryśnie źródło. Nie miał prawa tego rozumieć. Miał tylko prawo to czytać, i czytać, i myśleć, i pytać, i pytać. Ale miał prawo wiedzieć, że to jest ważne słowo, którego nie możesz przepuścić, pominąć, że ono tak po prostu nie przychodzi i odchodzi… On to słowo nosił w sobie. Być może nosił je jako jedno natarczywe ciągle pytanie i naraz na Golgocie to pytanie stało się odpowiedzią. Stało się odpowiedzią! Ale to jest bardzo ważne, że w ten sposób może patrzeć na rzeczywistość tylko człowiek, który ma słowo w sercu. Nie chodzi tylko o to, że czytasz, tylko chodzi o to, że go nie wypuszczasz z siebie, że go masz głęboko w sobie także wtedy, kiedy nie rozumiesz. I wtedy jest w tobie natarczywe pytanie, kiedy się to słowo rozjaśni, jest oczekiwanie, jest nadzieja, jest pragnienie. I ty wracasz do tego Słowa, i ta twoja modlitwa je w tobie ożywia, do momentu, kiedy to słowo stanie się jasną odpowiedzią, rozeznaniem co do tego, w czym jesteś, w czym uczestniczysz i co przeżywasz.

Czytając więc tę Ewangelię z dnia, wiemy, co się dzieje z Sercem Boga, ale wiemy też, co się dzieje z sercem człowieka, który jest Boży, i jak ostatecznie dochodzi do spotkania tych dwóch serc. I wtedy wszystko staje się jasne: jesteś przeprowadzony przez wydarzenie, które jest najgorsze z możliwych. Nic innego cię nie przeprowadzi, jak to spotkanie dwóch serc. I naraz na nowo odkrywasz, jaką Bóg jest szaloną Miłością. I to jest coś niesamowitego, że wszystkie te rzeczy tajemne na koniec się tak rozjaśniają, tak się tłumaczą.

Kiedyś tę Ewangelię komentował papież Benedykt XVI. Mnie zawsze fascynowało to, jak czytałem Benedykta, jak on się rozumie na miłości. To jest coś niesamowitego. O Benedykcie, zanim został papieżem, wszystko mówili, tylko nie to, że będzie papieżem miłości… Pospolicie był nazywany Panzerkardinal, nie? No, tak się wydawało. Żelazna logika uczonego dogmatyka. I ten człowiek zaczął pisać o miłości takie rzeczy, że to po prostu… On rozważa tę Ewangelię i mówi tak: Chrystus na krzyżu rozwiera ramiona, bo chce cię przytulić i chce, żebyś ty Go też objął. I to jest w tym tekście Benedykta niesamowite, bo my byśmy chcieli czytać Golgotę tylko w ten sposób, że Chrystus jest absolutnym darem z siebie. Jest. Jest, ale jest miłością, która pragnie też odpowiedzi. Tak więc, jak cię chce objąć, tak chce, żebyś ty Go objął. I to jest adoracja. No i tutaj kończę gadanie.