Dzień święceń kapłańskich to jedna z najważniejszych chwil w życiu kapłana, zawsze uroczysta i doniosła. Zdaje się jednak, że dla wielu kapłanów ta późniejsza, szara codzienność jest bardzo rozczarowująca. Jakby mówili: a myśmy się spodziewali… Dlaczego tak jest?

Bp Adrian: Może dlatego, że uznali, iż dzień święceń kapłańskich jest najpiękniejszym dniem ich życia, a tak być nie powinno. Może jest najważniejszym z dotychczasowych, ale nie powinien być  najpiękniejszym. Bo jeśli tak, to potem jest nuda, zwłaszcza jeśli przyjdzie codzienność, która ma taką naturę, że jest powtarzalna, zwykła, czasem nawet szara. Ale jeżeli wiem, że ten najpiękniejszy dzień mojego życia jest ciągle przede mną i to jest ten dzień, kiedy twarząw twarz zobaczę Jezusa, a każdy dzień mojej kapłańskiej posługi mnie do tego przybliża, to wtedy da się przeżyć tę codzienność także trudną tak, jak to przeżywała św. Faustyna, która mówiła: „Błogosławione szare dni”. Błogosławione kapłańskie, szare dni, ponieważ one są moją drogą do ostatecznego celu, który nie jest tutaj.

Gdybyśmy uznali, że jest jakiś przepis na bycie dobrym księdzem, to jakie byłyby jego najważniejsze punkty?

Myślę, że po pierwsze wierność, taka obustronna wierność, temu wszystkiemu, co się po prostu w dniu święceń obiecuje. Nikt nie może przyjąć święceń, jeśli tego nie chce. Tuż przed przyjęciem święceń biskup pyta kandydata: Czy ty chcesz? I on mówi: Chcę. Chodzi o to, żeby to tak zostało, żeby z tego chcenia, nie zrobiło się „chciałbym”, „może bym chciał”. Jeżeli to jest ciągle zdecydowane: chcę i kropka, czyli jeśli jest ta wierność podwójna – Panu Bogu i wierność tym, których Pan Bóg stawia na drodze naszego życia, to jest to już duży komponent sukcesu, czyli dojrzałego, zdrowego, szczęśliwego kapłańskiego życia i takiej samej posługi. Drugim są relacje. Jest świetnie, kiedy ksiądz, szczególnie młody, trafi na taką plebanię, do takiej parafi, gdzie ma dobre relacje. Przede wszystkim ze swoim proboszczem, kiedy proboszcz jest tym, o którym powiedział papież Benedykt XVI, poważnym mistrzem, który go wprowadza w radości i trudności kapłańskiej posługi. Kiedy to jest relacja na tyle otwarta, że ten młody kapłan może o wszystko zapytać, może się podzielić, może zgłosić swoje wątpliwości. Jest różnica np. między lekarzem a księdzem. Ten pierwszy kiedy zostanie lekarzem, to on na drugi dzień nie operuje raka mózgu. Żeby to móc zrobić, to musi trochę poćwiczyć, musi mieć specjalizację i pewnie to i tak trochę potrwa. Natomiast księdza wyświęcą dzisiaj, a jutro siądzie w konfesjonale i przyjdzie ktoś z takim duchowym „rakiem mózgu”. Ten ktoś przecież nie wie, że ksiądz po drugiej stronie kratki ma dopiero kilkanaście godzin kapłaństwa. Jak więc być z ludźmi i im pomóc nie mając ani wielkiego doświadczenia, ani może też czasem wielkich kompetencji? Tu właśnie osoba starszego kapłana jest niezastąpiona. A po trzecie – dbanie o równowagę. Nie zapominanie, że jesteśmy ludźmi, a to dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Dla nas wiele rzeczy jest niemożliwych i czasem przyjdą trudności i porażki, one są elementem naszego życia.

Jak młodzi ludzie mogą dobrze odkryć powołanie w dzisiejszych czasach?

Ciągle czyścić to ucho wewnętrzne. Ono jest dziś zasypywane taką światową woskowiną. To sprawia, że głos Pana Boga się po prostu nie dobija. Trwać w dialogu z Panem Bogiem, nawet jak to brzmi górnolotnie, to w istocie chodzi o to, żeby dbać o siebie, o sakramenty, o zwykłą pobożność, która pomaga usłyszeć to, co Pan Bóg chce nam powiedzieć. Bardzo ważna jest tu rola księdza. Ja pewno nie był bym księdzem, gdyby nie ten ksiądz, który siedział w konfesjonale. Poszedłem do niego po prostu do zwykłej spowiedzi i po wyznaniu grzechów on mówi: a czy Ty nie chcesz zostać księdzem? Zadał mi pytanie, które ja już w sobie wcześniej słyszałem. To sprawiło, że ja rzeczywiście zacząłem poważniej o tym myśleć, bo dotychczas uważałem, że to jakieś szmery, pogłosy w sumieniu, ale to niemożliwe. Ten ksiądz mi pomógł. Myślę, że dziś czasami księżom brakuje odwagi, jesteśmy jakoś zbyt wystraszeni czy wydelikaceni, żeby zapytać: czy ty o tym nie myślisz? Tu jest bardzo duża rola towarzysza duchowego.

Bardzo dziękuję za rozmowę.