Z pamiętnika „skokary” — wizyta na Letnich Mistrzostwach Polski w Skokach Narciarskich

Książka, film, a może teatr… Wbrew pozorom Pallotti.FM to nie tylko relacje z religijnych wydarzeń czy bieżące informacje na tle genialnej muzyki. To przede wszystkim ludzie o ciekawych zainteresowaniach, którzy na wiele różnych sposobów pragną pokazać naszym słuchaczom swój, własny świat. Tym sposobem witam się z Wami ja, Weronika — dziewczyna niewidzącą świata poza sportem. Zdaję sobie sprawę, że tematyka ta nie spodoba się każdemu, wiec na co dzień staram się poruszać tutaj kwestie bardziej społeczne, jednak wierze w moc, jaką potrafi nieść za sobą miłość do własnych pasji. Kto wie, może ten, bądź inny, podobny tekst zmotywuje kogoś do realizacji przez lata odkładanych marzeń. Nim jednak przeniesiemy się do nieco obumarłego o tej porze roku Zakopanego, pozostańmy jeszcze na moment w naszym mieście, bo wszystko zaczęło się właśnie tutaj.

Pamiętam dokładnie ten deszczowy wtorek, kiedy zmęczona, po wielu godzinach pracy utknęłam w ogromnym korku. Tak się akurat złożyło, że zmierzałam do siedziby naszej redakcji, zatem przejazd przez samo centrum zatłoczonego Krakowa okazał się złem koniecznym. W autobusie miałam sporo czasu na nadrobienie medialnych zaległości, więc nic dziwnego, że szybko natknęłam się na wpis, promujący nadchodzące Letnie Mistrzostwa Polski w Skokach Narciarskich i Kombinacji Norweskiej. Od tamtego momentu zaczęłam działać schematycznie niczym porządny automat — szybki rzut oka w kalendarz, ekspresowa weryfikacja studenckiego planu, grafiku w pracy i konta bankowego. Tym sposobem jeszcze zanim dotarłam na docelowy przystanek, zdążyłam już zarezerwować nocleg, kupić bilety na pociąg, a nawet powiadomić bliskich o mojej planowanej nieobecności — fizycznej oraz mentalnej.

11:35 – drugi peron świeżo wyremontowanego, zakopiańskiego dworca i ten widok… Nie spodziewałam się, że jesienny krajobraz górskich szczytów zrobi na mnie aż takie wrażenie. Wtedy szczerze ucieszyłam się, że impreza ta najcieplejszą porę roku ma tylko w nazwie, choć nie powiem, ostre powietrze dawało o sobie znać. Pozostało jedynie zakwaterować się, zjeść coś ciepłego i z szerokim uśmiechem na ustach wyruszyć w stronę skoczni. Co ciekawe, mimo

mojego wieloletniego doświadczenia w roli skokowego kibica, Średniej Krokwi nie zwiedzałam jeszcze nigdy.

14:30 — początek serii treningowych, a następnie samych zawodów. Rozpoczęły Panie, i choć było ich niewiele, to naprawdę pokazały, że płeć piękna potrafi namieszać. Oczywiście przed dziewczynami jeszcze mnóstwo pracy, ale z takim wsparciem, dalszy rozwój to będzie czysta przyjemność. Tego dnia najlepsza okazała się Anna Twardosz, czego mogliśmy się spodziewać, obserwując jej ostatnie występy. Nasza reprezentantka z każdą, kolejną próbą prezentuje się coraz lepiej, zatem pozostaje nam z niecierpliwością czekać na start Pucharu Świata, a ten już niedługo. Drugie miejsce zajęła Nicole Konderla, a podium uzupełniła Natalia Słowik, co było małym zaskoczeniem. To jest właśnie piękno sportu, tu niczego nie możesz być pewny.

Przerwa pomiędzy konkursami rządzi się swoimi prawami. Podczas tych kilkunastu minut zawodnicy muszą stoczyć niemałą walkę z czasem, aby zdążyć przebrać się i jak najszybciej wyruszyć na górę. Dla trenerów natomiast jest to moment na szybką analizę w celu doraźnej naprawy błędów. A kibice? Część z nich z uporem maniaka poluje na autografy swoich ulubieńców, inni natomiast wolą zajrzeć do lokalnej karczmy, aby w doborowym towarzystwie aromatycznego grzańca nabrać nieco temperatury. Wśród zebranych można natknąć się na jeszcze jedną grupę. To Ci najbardziej zmarznięci, najdłużej wyczekujący, najcieplej ubrani i ogólnie „naj” ludzie ze śmiesznie wyglądającym sprzętem, którzy wiecznie szukają korzystnego światła lub ciekawego kadru. Z nimi nie warto zadzierać, bo nigdy nie wiesz, kiedy dostaniesz flashem po oczach bądź zostaniesz uwieczniony z palcem wsadzonym głęboko w nos. No dobra, może i jestem jedną z nich, ale sami przyznacie, że obok takich obrazków nie da się przejść obojętnie…

Druga seria to zawsze nowe szanse i okazja do pokazania się z jeszcze lepszej strony. Tego wieczoru było podobnie — praktycznie ze skoku na skok obserwowaliśmy zmianę lidera. Dodatkową dawkę emocji dostarczyła nam… awaria sprzętu, a konkretniej mierników wiatru,

co sentymentalnie przeniosło nas do czasów pozbawionych tych wszystkich cyferek i przeliczników. Niech żyje naturalne piękno tego sportu!

Sensacyjny tytuł mistrza Polski padł łupem Klemensa Joniaka. Dziewiętnastolatek już w pierwszej próbie popisał się świetną odległością, jednak chyba nikt nie spodziewał się, że będzie on w stanie utrzymać prowadzenie i pokonać weteranów takich jak Dawid Kubacki czy Piotr Żyła. Nie ukrywam, że dobra postawa najmłodszego pokolenia startujących wlała w moje serce odrobinę optymizmu. Dużo mówi się ostatnio o marazmie, w którym tkwią polskie skoki, zatem każde tego rodzaju przełamanie daje nowe nadzieje. Wraz z upływem czasu naszym czołowym zawodnikom coraz trudniej jest utrzymać najwyższy światowy poziom, a powiedzmy sobie szczerze, nawet najdłużej leżakujące wino ma swoje granice przydatności do spożycia. Pozostały jeszcze do rozdania dwa medale. Tym sposobem srebro zawisło na szyi zwycięzcy letniego cyklu Grand Prix, Pawła Wąska, a najniższy stopień podium zajął wspomniany wcześniej nowotarżanin.

Ten dzień był źródłem ogromnych emocji, co podsumowała przepełniona karta pamięci mojego aparatu, zmarznięte dłonie i dwanaście godzin snu, którego na tamtą chwilę zdecydowanie potrzebowałam.

Poranek, pożywne śniadanie i pora wyruszyć na skocznie. Według planu pierwsze próby można było zobaczyć już kilka minut po godzinie dziewiątej, zatem rękawiczki, szalik i ciepła czapka stanowiły obowiązkowe elementy sobotniego outfitu. Mało kto wie, ale polskie skoki to nie tylko reprezentacja z podziałem na kadry A i B. W naszym kraju mamy wiele świetnych klubów, prowadzonych przez najlepszych trenerów. Jeśli mam być szczera, to właśnie drużynowa część imprezy podobała mi się najbardziej. Mimo że nie jestem fanką tej formy rywalizacji, to atmosfera na trybunach zrobiła swoje. Dopisali przede wszystkim kibice, tworząc (jak na Zakopane przystało) cudowny klimat. Dodatkowo bardzo sprzyjało światło, dzięki któremu mogłam wyżyć się nieco artystycznie, wykorzystują do tego celu swój aparat, ale żal byłoby nie skorzystać z takiej okazji.

Przebywanie wśród ludzi, którzy kochają ten sport tak samo mocno jak Ty, jest uczuciem nie do opisania. Dążcie do realizacji swoich celów, choćby wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na niepowodzenie, a za kilka lat sami sobie podziękujecie. Ja już to robię, wyrażając ogromną wdzięczność za to, że mam takie możliwości finansowe a moje ciało ma na tyle siły, aby podołać fizycznie. Bo z Bożym wsparciem wszystko jest możliwe, czasem wystarczy tylko uwierzyć…

Weronika Karteczka – Przyszła dziennikarka, której muzyka towarzyszy już od najmłodszych lat – kiedyś gra na gitarze i wokal, obecnie woli przysłuchiwać się temu z boku. Prywatnie pasjonatka sportu w każdej postaci, można by stwierdzić, że natura to jej drugie imię.