Od kilku dni w sieci zrobiło się dość głośno o Adamie – bezdomnym Polaku, który po doświadczeniu nędzy ulic Wiecznego Miasta robi ”znaczkową karierę” pośród Watykańskich murów. Dziś rano, podczas udostępniania posta na Facebooka portalu Stacja7 właśnie o Adamie, mój szef, ks. Łukasz powiedział, że przecież zna Adama, ma od niego obrazy i nawet widział się z nim dwa tygodnie temu w Rzymie, ale ks. Mariusz zna go lepiej. Zadzwoniliśmy do ks. Mariusza Zakrzewskiego SAC z Pallotyńskiego Sekretariatu w Ząbkach, który ostatnie dwa miesiące spędził w Wiecznym Mieście i doskonale poznał Adama. I tak oto dotarliśmy do kolejnej, pośród wielu pięknych, które możemy przeczytać w sieci w ostatnich dniach, historii.

Z ks. Mariuszem Zakrzewskim SAC rozmawia Bartłomiej Kasprzyk z Radia Pallotti.fm:

– W jakich okolicznościach poznał Ksiądz Adama?

Kiedy przyjechałem do Rzymu spotkałem jednego z redemptorystów, Księdza Leszka Pysia, który powiedział mi o Adamie. Opowiedział mi jego historię, drogę, którą przeszedł i o tym, że maluje piękne obrazy. Osobiście bardzo kocham malowane obrazy na płótnie i bardzo się tym zainteresowałem; może nie tylko tymi obrazami, bo wiadomo, że obrazy można podziwiać, ale przede wszystkim zaciekawiła i zaskoczyła mnie historia jego życia. Pomyślałem sobie, że te obrazy będą też odzwierciedlać dusze Adama, będą zwierciadłem jego życia, tego, co przeżył. Poszedłem obejrzeć jego dzieła do pracowni, która znajduje się kilka metrów od Placu św. Piotra. Od razu zauważyłem coś, co mnie urzekło i zapytałem, czy namaluje mi kilka obrazów – powiedział, że jak najbardziej. Dałem wydruki, na podstawie których Adam miał stworzyć kolejne dzieła, powiedziałem, czego mniej więcej oczekuję i od tego momentu bywałem dwa lub trzy razy w tygodniu u niego w pracowni. Adam początkowo nie bardzo chciał pokazywać obrazy w trakcie malowania, ale w końcu go przekonałem, gdyż bardzo fascynowało mnie to, jak on nad nimi pracuje.

– Jakie były pierwsze wrażenia? Co przychodziło Księdzu na myśl, gdy widział go Ksiądz podczas pracy mając jednocześnie cały czas z tyłu głowy wyobrażenie o jego przeszłości?

Adam bez wątpienia ma ogromny talent, a jednocześnie jest bardzo skromny. Gdy pytałem go, co sądzi o swoich obrazach, zawsze odpowiadał, że jeszcze się nie zdarzyło, żeby któryś mu się w pełni podobał, co świadczy o tym, że jest też krytyczny wobec swoich dzieł. Moim zdaniem,  ten fakt nie wypływa tylko z niezadowolenia ze swoich obrazów, ale raczej z pragnień, które wypływają z jego serca, a które są jak ocean – niewyczerpane i, tak po pallotyńsku mówiąc: semper piu – zawsze bardziej.

– A co z jego życiem, a raczej przeszłością? Czy o tym też rozmawialiście, czy raczej był to temat tabu?

Z Adamem dużo rozmawialiśmy, nie tylko o obrazach, ale także o życiu. To niesamowite, co przeżył! Myślę, że te naprawdę trudne doświadczenia w jakiś sposób go ukształtowały i jestem przekonany, że wprowadziły go na drogę do świętości. Obecne życie Adama to codzienna walka o to, by być wiernym; to walka o to, by nie wrócić do takiego życia, jakie prowadził.

– Powiedział ksiądz, że obrazy Adama odzwierciedlają jego duszę. Jakie uczucia towarzyszyły księdzu podczas pierwszego spotkania z nim, lecz nie jako malarzem, ale człowiekiem – bezdomnym, tak bardzo sforsowanym przez życie?

Widziałem i od razu mu powiedziałem, że Pan Bóg wyprowadza go z nałogów, trudności przez talent; że jego talent staje się jego mocnym ogniwem, które pozwala odbić się od tego dna, którego sięgnął. Będąc w tym czasie w Rzymie miałem wielu gości i za każdym razem pokazywałem im obrazy Adama, prowadziłem ich do niego, chcąc tym samym promować go jako malarza. Chciałem go wzmocnić; chciałem, żeby zobaczył, że nie tylko ja zachwycam się jego dziełami, że to grono jest naprawdę spore.

– Czy chciałby Ksiądz jakoś zwieńczyć naszą rozmowę?

Adam, to pokorny człowiek!

– Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę. Ufam, że przykład Adama może posłużyć nam wszystkim pokazując, że zawsze, nawet w najgorszej nędzy jest dla nas światło, które dociera do najciemniejszych zakamarków naszego życia.

Pytanie tylko, czy mamy chęć i odwagę do tego, by za tym światłem pójść? Czy może lepiej zgasić je po cichu pstryczkiem naszych słabości…

/Bartłomiej Kasprzyk