Jesień to moja ulubiona pora roku. Zwłaszcza ta nasza polska ma niesamowite kolory i zapach. Zanim przyjdą mroki listopada, staram się zatrzymywać przy tym wczesnojesiennym świetle, barwie nieba o poranku, tym charakterystycznym ziemnym zapachu powietrza i zmieniającej się płomiennie przyrodzie.
Jesień to też taki test mijającego właśnie lata. Jak je przeżyliśmy? Czy na długie wieczory udało nam się zebrać wiele słonecznych wspomnień? Czy obfitość letnich owoców i warzyw przysłuży się naszemu ciału w czasie jesiennych chłodów? Czy będą nas cieszyć opalona skóra, piegi i rozjaśnione upalnym słońcem włosy? Ziemia we wrześniu jeszcze oddaje swoje ciepło. Czy i my mamy taki zapas energetyczny po letnich tygodniach? Czy udało się nam nakarmić ducha?
Ten czas jesieni przynosi mi też na myśl kawałek życia, który często nazywamy jesienią. Myślimy o ludziach w tym wieku, że mają w sobie szczególną mądrość, dojrzałość. Jest pierwsza połowa życia – wiosna, lato – kiedy doświadczamy siania i owocowania, kiedy jakby mniej doświadczamy nocy, a więcej w nas energii i światła. A potem przychodzi jesień. Są tacy, dla których będzie smutna i bezowocna, bo będą jakoś ciągle głodni światła o tej samej mocy i energii tak samo niewyczerpanej jak wiosną. A tu dzień gaśnie szybciej, sił mniej, rzeczywistość jakaś taka deszczowa.
Ale są tacy, którzy w tej jesieni poczują się dobrze. Jeden z moich ulubionych pisarzy, o. Richard Rohr OFM, w książce „Spadać w górę” ujął to tak: „Człowiek troszczy się już nie tyle o posiadanie tego, co kocha, ile kochanie tego, co ma – w tej chwili. Jakże wielką oznacza to zmianę w porównaniu z pierwszą połową życia – tak wielką, że może niemal posłużyć za test, czy w ogóle znaleźliśmy się w drugiej połowie życia.”
W innym miejscu tej książki autor pisze o tym, że połowa życia nie mierzy się liczbą lat, ale właśnie umiejętnością przekroczenia tej niewidocznej, dyskretnej granicy między latem a jesienią.
Życzę Wam, kochani Czytelnicy, żebyście łagodnie weszli w tę kalendarzową jesień. Łaskawy, ciepły wrzesień bardzo nam to ułatwia! Ale życzę też, żebyście w jesieni widzieli swoje miejsce, czas na realizację innych potrzeb, przestrzeń do refleksji i uważności na to, co też w nas trudne, co ogołoci się, gdy zielone liście opadną. To wszystko jest dobre! A z łysych gałęzi za jakiś czas wyrosną liście.
Pięknej jesieni!