Nie jestem weganką, ani nawet wegetarianką. Mimo że kocham zwierzęta, wcale nie walczę w obronie ich praw – zwyczajnie od dziecka nie lubiłam mięsa. Co przykre, te kilkanaście lat temu nikt mnie nie pytał, czy mi to smakuje, słyszałam tylko, że „wymyślam”, „wybrzydzam”, „mam za dobrze w życiu”, można by tak wyliczać w nieskończoność… Skutek? Przez lata przełykałam rzeczy, których nie chciałam – dosłownie i w przenośni. Z wiekiem zrozumiałam, że ta sytuacja była czymś więcej niż tylko kulinarnym nieporozumieniem. Była symbolem całego systemu narzucania: schematów, oczekiwań, przekonań. 

Zaczyna się od tego, co masz jeść, potem jak masz wyglądać, jak się zachowywać, kogo kochać, co studiować, czym się interesować. Niestety najczęściej w tym wszystkim gubisz gdzieś siebie, bo tak bardzo uczysz się być „normalna”, „grzeczna”, „akceptowalna”. 

A wracając do tego nieszczęsnego mięsa, żywieniowe spory czegoś mnie nauczyły. Niektóre aspekty naszego życia mogą być społecznie oczywiste, a jednocześnie całkowicie sprzeczne z prywatną filozofią życia. Wbrew pozorom wcale nie trzeba mieć żadnego usprawiedliwienia, żeby móc powiedzieć, że się czegoś nie chce. Szczerze – przez większość życia czułam, jakbym robiła coś złego, odmawiając schabowego czy unikając szynki na kanapce. Dziś wiem, że sprzeciw jest jedną z form wolności. 

I tu wcale nie chodzi o jedzenie. Za pośrednictwem tego krótkiego tekstu pragnę tylko uzmysłowić Wam jak często jesteśmy programowani, by dopasowywać się, a nie uczyć słuchać samych siebie. I że czasem najprostszy akt niezgody, jak niechęć do mięsa może być pierwszym, małym krokiem do walki o lepsze jutro.

1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (1 votes, average: 5,00 out of 5)
Loading...

Weronika Karteczka – Przyszła dziennikarka, której muzyka towarzyszy już od najmłodszych lat – kiedyś gra na gitarze i wokal, obecnie woli przysłuchiwać się temu z boku. Prywatnie pasjonatka sportu w każdej postaci, można by stwierdzić, że natura to jej drugie imię.