Na łamach naszej historii było wielu bohaterów. Ludzi walczących o naszą wolność i prawdę, umierających za wiarę, za Polskość. Byli królowie, prezydenci, politycy, księża, świeccy, dzieci, starcy, całe rodziny. Byli żołnierze, lekarze, prawnicy, piekarze, pielęgniarki – wszyscy! Z każdej warstwy społecznej, z każdego stanu byli ludzie, którzy wiedzieli, że oddanie życia za przyjaciół swoich jest piękną postawą miłości. Dzięki takim postawom mamy dzisiaj wielu świadków wierności Bogu i Ojczyźnie. Znamy św. Maksymiliana Marię Kolbego, który oddał swoje życie za Franciszka Gajowniczka w obozie koncentracyjnym – założonym przez niemieckich nazistów – nie Polaków. Mamy całą rodzinę Ulmów zamordowaną za obronę życia ludzkiego. W pamięci jest rotmistrz Witold Pilecki, który za kraj walczył z sercem niesamowicie gorącym. Jest bł. ks. Stefan Wincenty Frelichowski, który zginął w obozie, pomagając chorym i cierpiącym. Gdybym chciał wymienić wszystkich, którzy na przestrzeni wieków ratowali Polskę, zapewne nie starczyłoby mi życia. Dziś jednak pragnę skupić się na wyjątkowym patriocie, na bł. ks. Jerzym Popiełuszce. Ks. Jerzy urodził się 14 września 1947 r., a 19 października 1984 r. został bestialsko zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Kapelan Solidarności nieustraszenie głosił prawdę i nadzieję tym, którzy nie dawali sobie rady z brakiem wolności. Na Mszy św. za Ojczyznę zbierały się tłumy. Jego proste i zrozumiałe kazania były dla wiernych jak powiew wiatru niosącego zbliżający się pokój. Praca, poświęcenie i opanowanie ks. Jerzego nie podobały się tamtejszej władzy. Atakowali Go z każdej możliwej strony. Wynajmowali ludzi, którzy na ks. Popiełuszkę donosili. Robili prowokację, podrzucali mu do mieszkania ulotki, amunicję. Oskarżali Go o próby organizowania zamachów. Był prześladowany, dręczony i męczony. Był dla nich niebezpieczny, bo mówił o miłości, pokoju, wybaczeniu. Władza natomiast chciała mieć obywateli wyprutych z uczuć, pozbawionych miłości, odartych z praw i wiedzy. Przecież głupim narodem steruje się łatwiej. Ks. Jerzy dobrze wiedział, na co musiał być przygotowany, decydując się na głoszenie prawdy. Pewnego razu, ze łzami w oczach, sam powiedział do swoich rodziców, mamy Marianny i ojca Władysława, żeby nie płakali, gdyby został zamordowany. Wiedział, że jest gotowy na poświęcenie swojego życia w zamian za wolność swoich braci i sióstr.
Dręczenie ks. Jerzego zaczęło się już w czasie, gdy uczył się w seminarium, do którego wstąpił 24 czerwca 1965 r. Po pierwszym roku studiów został skierowany do obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej, którą z trudem odbywał w latach 1966-1968. Tam był szykanowany, chociażby za znak swojej wiary. Na palcu miał różaniec w formie obrączki, którego zdjęcia stanowczo odmówił. Za odmowę godzinami, na boso, w pełnym umundurowaniu, musiał stać na zimnej podłodze. Był wrzucany do lodowatej wody. Na dodatek On i Jego koledzy byli o nieludzkich porach wybudzani w nocy na bezsensowne apele i ćwiczenia. Ich przełożeni budzili ich nawet kilkukrotnie w ciągu jednej nocy. Po otrzymaniu święceń kapłańskich z rąk prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego 28 maja 1977 r. pracował w kilku parafiach oraz zajmował się licznymi duszpasterstwami. 20 maja 1980 r. został przeniesiony do parafii św. Stanisława Kostki, gdzie był rezydentem. Ks. Jerzy, już jako alumn, miał założoną Teczkę Ewidencji Operacji na Księdza, gdzie przechowywano dokumenty związane z jego działalnością duszpasterską. Od sierpnia 1980 r. był związany z Solidarnością. W czasie strajku w Hucie Warszawa odprawiał dla robotników Mszę św. Gdy wprowadzono stan wojenny, angażował się ze wszystkich sił w pomoc prześladowanym i skrzywdzonym. Brał udział w procesach tych, którzy sprzeciwiali się komunistycznej władzy. Podczas stanu wojennego, głosząc z całą mocą, że zło da się pokonać tylko dobrem, zyskał autorytet, szerokie poparcie społeczne i popularność w całym kraju. Ataki za zaangażowanie w ratowanie kraju bardzo się nasilały. Życie księdza było realnie zagrożone. Jeden z ataków miał miejsce 13 października 1984 r. Przyszli mordercy próbowali zatrzymać jego samochód koło Gdańska, rzucając w szybę kamieniem. Kierowcy jednak udało się opanować auto i uciec. 19 października 1984 r. ks. Popiełuszko wybrał się do parafii pw. św. Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Tego samego dnia, wracając z Bydgoszczy, samochód ks. Jerzego został napadnięty i porwany. Księdza zmuszono do wyjścia z auta, pobito Go i wrzucono do bagażnika “esbeków”. Ks. Popiełuszko odzyskiwał co jakiś czas przytomność i próbował uciec. Esbecy zatrzymywali się wtedy i znów znęcali się nad kapłanem. Wreszcie związali męczennika tak, że każda próba ruszenia się podduszała Go. Bestialscy mordercy zeznali przed sądem, że koło północy z zapory na Wiśle we Włocławku zrzucili księdza do wody. 30 października 1984 r. wyłowiono zmaltretowane zwłoki. Ksiądz był związany, jego ciało obciążone workiem z kamieniami. Twarz zmasakrowana, połamane kości. Zabili Go, bo mówił prawdę. Od wieków wiadomo, że ci, którzy nie boją się mówić, myśleć – giną. Podczas poszukiwań księdza tysiące osób czekało, modliło się, czuwało. Wszyscy wewnętrznie widzieli, że ks. Jerzy raduje się już między świętymi, ale każdy miał choć cień nadziei, że jeszcze Go zobaczą. Wierzyli, że jeszcze się do nich uśmiechnie, spojrzy w twarz tych zbrodniarzy i jak zawsze powie im, że ich nie wini. Mieli nadzieję, że stanie tak jak zawsze wśród nich – nieśmiały, szczuplutki, zmarznięty, ale dzielny, waleczny i bohaterski – już nigdy nie stanął. Był jednak i nadal jest znacznie silniejszy niż za życia. Teraz czuwa nad całym naszym Państwem. Dziś znów jest nam potrzebny jak mało kiedy. Dziś, kiedy jest tak często łamane prawo, kiedy zakłamuje się historię. Dziś, kiedy mówi się, że to Polacy budowali obozy koncentracyjne. Dziś, gdy z muzeów likwiduje się wizerunki i historię Polaków oddających życie za wolność. Dziś, gdy człowiek zaczyna się mniej liczyć niż pies. Dziś, gdy ludzkie życie jest atakowane, gdzie mordowanie staje się normalnością. Dziś, gdy góra jest na dole, a dół na górze, bo wszystko jest pomieszane. Dziś, gdy wyśmiewa się rodzinność, patriotyzm, poświęcenie. Dziś, gdy krzyczy się o równouprawnieniu i tolerancji, ale tylko w jedną stronę. Gdy jesteś taki jak ci, którzy krzyczą, jesteś dobry, gdy chcesz być sobą, jesteś wrogiem. Przyszło nam żyć w czasach, w których, gdy nie żyjesz przysłowiem: „kiedy wchodzisz między wrony, musisz krakać jak i one”, jesteś niedobry i zły. Dziś, gdy nie można mieć własnego zdania. Dziś, gdy BÓG, HONOR I OJCZYZNA zamienia się na bób, humus i włoszczyzna. Dziś szczególnie potrzebny nam jest przykład ks. Jerzego. Błogosławiony księże Jerzy – módl się za nami.
Fabian Felsman – Zakochany w duchowości św. Franciszka oraz św. Maksymiliana. Podróżnik i pasjonat kultury włoskiej. Swoje życie wiedzie w Warszawie, w której – jak mówi: “Bóg jest. Wystarczy tylko Go odszukać”.