Słów parę o tym, czym obecnie żyje Kościół w Polsce i na świecie, a więc o Synodzie z ks. abp Adrianem Galbasem SAC rozmawiał ks. Łukasz Gołaś SAC.

W rozmowie, którą można odsłuchać na stronie Radia Pallotti.FM prowadzący, przywołując wypowiedź Arcybiskupa z niedawno zakończonej Kapituły Prowincji Chrystusa Króla, gdzie powiedział o tym, że doświadczenie synodalności polega na otwarciu, na wolności wypowiedzi, postawił ciekawą hipotezę: Wyobraźmy sobie, że ten synod w Polsce, ale i też na całym świecie udał się. Jaki jest Kościół? Co się zmieniło?

ROZMOWA Z ABP ADRIANEM GALBASEM SAC

Uda się czy się nie uda?

Po pierwsze więc zachęcam do większego optymizmu i do raczej myślenia w takich kategoriach: tak, synod okaże się dobrym dla Kościoła albo mam nadzieję, że okaże się dużym dobrem dla Kościoła właśnie w tym momencie jego historii, ale też myślę sobie co by to właściwie miało znaczyć, że synod się udał albo nie udał – opowiada ks. abp na pytanie ks. Łukasza. Arcybiskup podkreśla, że powinniśmy być ufni w to, że synod się „uda”! Nie możemy z góry zakładać, że może coś nie wyjść, że może się coś nie przyjąć czy zwyczajnie nie udać. Przytoczył tu słowa Papieża Franciszka, który wielokrotnie mówi, że synod nie ma być jak jakaś robota, którą mamy wykonać od – do czyli, że jest jakiś deadline, jakiś moment, kiedy mówimy: dobra, teraz już się synod skończył i możemy go ocenić, czy się udał czy nie. Papież mówi: zapraszamy do procesu synodalnego, który jest sposobem życia i sposobem działania w Kościele. Ma to być taki sposób, w którym każdy się czuje w Kościele zadomowiony i tak jak w normalnej rodzinie rozmawiamy o tym jak ten nasz dom działa, jak się w nim czujemy – to jest bardzo ważny akcent w synodzie, czyli mówienie o swoich przeżyciach, o swoich odczuciach, o swoich emocjach, swoich subiektywnych nastawieniach. Według Księdza Arcybiskupa kwestia „udania się” synodu, to przeżywanie swojego bycia w Kościele w sposób aktywny, wewnętrzny i z takim poczuciem, że to właśnie mój dom, moja rodzina, za którą jestem odpowiedzialny.

Koniec synodu. Koniec zmian.

Czy synod, to proces „od – do”, czy raczej to powinno być coś stałego? – to jest pytanie, które nurtuje wielu ludzi zaangażowanych w to dzieło i które postawił prowadzący rozmowę. W odpowiedzi słyszymy, że podstawową ideą synodu jest jego mentalność mówiąca, że winien być on czymś bardzo stałym – Proces to jest też coś, co nie dzieje się od razu. Dzieje się powoli, małymi kroczkami, ale ja mam nadzieję, że to się będzie działo – powiedział ks. abp Galbas. Zatem synod to perspektywa długodystansowa, o ile bezczasowa. Synod owszem – ma początek, ale jego celem jest ciągłość, ciągłe trwanie w Kościele, w ludziach Kościoła, pewna permanentna otwartość na zmiany i ciągłe słuchanie tego, co Duch Święty ma nam do powiedzenia.

Słuchanie, odwaga i zaufanie!

To, co w tej całej drodze synodalnej jest istotne, to po pierwsze, żeby pamiętać, że synod jest procesem duchowym, że my nie jesteśmy jakąś organizacją, która się teraz zbiera i debatuje, dyskutuje, wymyśla tylko jesteśmy Ciałem Chrystusa, którym rządzi Duch Boży – przypomina nam Arcybiskup zapytany o radę, jak przygotować się do dialogu, który może być narażony na krytykę. W synodzie ważne jest to, by przyjąć postawę otwartości na działanie Ducha Świętego, czyli nie tylko mówić, ale najpierw słuchać! To pozwoli nam stworzyć zupełnie inny klimat do prac synodalnych. Drugą ważną rzeczą jest kwestia nie tyle odwagi, o której wspomina ks. Łukasz, co zaufania – Papież Franciszek zaprasza nas do takiego spotkania, którym jest synod, które to spotkanie wymaga dużego zaufania. To nie jest rozmowa o pogodzie. To nie jest rozmowa o planach na wakacje. To nie jest też rozmowa o jakichś nawet problemach, tylko to jest rozmowa o przeżyciach i to wymaga zaufania. Myślę, że jeżeli napotykamy opory w takim zaangażowaniu się w drogę synodalną to one wynikają właśnie z tego, że być może nie mamy w Kościele dostatecznie dużo zaufania do siebie – mówi ks. abp Galbas przywołując metaforę domu, w którym przecież zaufanie, to podstawa. Bez tego dom nie działałby we właściwy sposób – Jeżeli nie ma zaufania pomiędzy duchownymi a świeckimi, duchownymi a duchownymi to trudno jest zdobyć się na takie spotkanie-. Arcybiskup zachęca nas do podjęcia pewnego ryzyka – ryzyka zaufania. Ja ci zaufam mając nadzieję, że ty to docenisz, potraktujesz to poważnie, nie wykorzystasz tego, a jednocześnie odpowiesz zaufaniem, które ty mi ofiarujesz.

Łamać granice

Co z tymi, którzy przez różne sytuacje odwrócili się od Kościoła? Jak z nimi rozmawiać? Jak zachęcić?

-Wracając do Pallottiego mam zawsze w głowie tę modlitwę, którą odmawiamy w liturgii 22 stycznia – modlitwę po komunii – kiedy o Pallottim mówimy, że to był człowiek, który służył Bogu z niestrudzoną pobożnością, a człowiekowi z miłością bez granic. Nie ma granic. Nie chodzi tylko o granice geograficzne, ale przede wszystkim o granice gdzieś w sercu, granice mentalne właśnie, że ty, który jesteś słabo wierzący, niewierzący, który czujesz się jakoś zmarginalizowany w Kościele, kopnięty przez kogoś w Kościele, jakoś źle potraktowany. Ty nie jesteś człowiekiem po drugiej stronie granicy, bo ja nie mam granicy, czyli jesteś ciągle w moim świecie – odpowiada ks. abp Galbas. Spotkania z takimi ludźmi wymagają ogromnie dużo delikatności i… no właśnie – nie przemawiania, lecz słuchania: „opowiedz mi”. Tak ważne jest, by wysłuchać historii takiej osoby, tego, co przeżywa, co ją boli, co ją zraniło. Nie krytykować. Nie oceniać. Przyjąć!

 – Ja ciebie przyjmuję tak, jaki w tym momencie jesteś i opowiem ci o mojej historii, o moim wyborze. Opowiem ci o tym co we mnie, w życiu zmienia Chrystus. Opowiem ci o tym jak ja sobie poradziłem albo kto mi pomógł w przejściu moich trudnych momentów, także we wnętrzu Kościoła – radzi Arcybiskup, mówiąc dalej – To jest w ogóle fantastyczne w chrześcijaństwie, że ono na tym polega, iż Chrystus (mówiąc w pewnym slangu) pofatygował się do człowieka, na ziemię. Bóg w Chrystusie do nas przyszedł. I to jest chrześcijaństwo. To jest jego istota, że my nie jesteśmy zaproszeni do tego, żeby doskakiwać gdzieś wysoko do Pana Boga, który jest odległy od nas, tylko Bóg się spotyka z nami w konkrecie naszego życia, w miejscu naszego życia. Tu, gdzie jesteśmy. Chodzi o to, żeby to była metoda duszpasterska, którą jako wspólnota Kościoła proponujemy-.

Zjednoczenie Apostolstwa Katolickiego – nie obowiązek, lecz duchowe DNA

Na koniec rozmowy prowadzący ją – ks. Łukasz Gołaś SAC zwrócił uwagę na pewną smutną rzeczywistość, jaką jest zanikanie troski o wielkie dzieło św. Wincentego Pallttiego, jakim jest ZAK. Ks. Łukasz podzielił się tym, co zauważył, a więc tym, że większość ludzi związanych ze środowiskiem Pallotyńskim, jak i samych członków Zjednoczenia nie wie, de facto, czym ów dzieło jest; nie potrafią powiedzieć nic o św. Wincentym. Nie znają go. Co zrobić, by to zmienić?

– Moim zdaniem nie da się ożywić Zjednoczenia bez zapału i tej iskry, która płynie ze Stowarzyszenia, czyli ze wspólnoty księży i braci pallotynów, jeżeli my – pallotyni – będziemy traktowali Zjednoczenie jako ciało dodane, jeden z wielu naszych obowiązków, a nie jako coś co jest naszą wewnętrzną, duchową tkanką, naszym jakimś najgłębszym, duchowym DNA i będziemy do tej posługi względem naszych świeckich braci i sióstr, członków Zjednoczenia podchodzili jak do zadania zleconego, które ma swój początek i swój koniec, to będzie bardzo trudno, żeby Zjednoczeni miało takiego ducha jaki zaszczepił w nim Pallotti. Albo ono będzie moim wewnętrznym przeżyciem, albo będzie bardzo bolało-.

Na koniec… na początek…

-Oby się nie skończyło na słowie: kulawe, więc naprawdę dużo, dużo wszystkim życzę takiego głębokiego otwarcia na Ducha Bożego, który jest Duchem nadziei. Chrześcijaństwo to jest nadzieja, którą dajemy światu, która wypływa z przekonania, że Chrystus jest zwycięzcą świata. Jam zwyciężył świat – mówi Pan Jezus i to musi nas trzymać, a wszystko inne, co robimy, z tego niech wypływa. Trzymajcie się zdrowo! – zakończył ks. abp Adrian Galbas SAC.

Angażować się, znaczy słuchać. Słuchać tego, co mówi Duch Święty, a potem odważyć się zaufać i z tą odwagą, z tym zaufaniem wyjść do tych, którzy może by chcieli wrócić, może by chcieli coś zmienić, ale zranieni, odrzuceni boją się. A na to nie możemy pozwolić! Tak po prostu. Po chrześcijańsku…

Bartłomiej Kasprzyk


PEŁNA ROZMOWA

Ł: Pozdrawiamy wszystkich słuchaczy radia Pallotti FM, przed mikrofonem ks. Łukasz Gołaś a razem z nami, w studiu warszawskim ks. abp Adrian Galbas SAC, którego serdecznie witam. Szczęść Boże.

A: Ja jeszcze serdeczniej pozdrawiam wszystkich słuchaczy Pallotti FM i oczywiście księdza dyrektora.

Ł: Bardzo się cieszę, że ksiądz arcybiskup nawiedził nas tutaj i w tym naszym wspólnym dziele pallotyńskim jesteśmy. Pytanie na początek: czy już się ksiądz arcybiskup zadomowił w Katowicach?

A: Zadomowiłem się w sensie takim, że przeprowadziłem się już całkowicie, więc mam swoje nowe lokum, ale wiadomo, że zanim lokum stanie się domem to potrzebna jest jeszcze praca i czas, więc to powoli, ale czuję się dobrze. W końcu to moje śląskie klimaty.

Ł: Chciałbym dzisiaj troszkę porozmawiać o synodalności. Wiem, że wiele się mówi dzisiaj o synodzie, o papieżu Franciszku i o tym co się dzieje w Kościele, ale to taki temat otwarty. Słowa księdza arcybiskupa, które padły chociażby na naszej kapitule pallotyńskiej, że to doświadczenie synodalności, która polega na otwarciu, to znaczy na tym, że mogę w wolności wypowiedzieć to, co uważam, wypowiedzieć się o tym, co Duch Święty mówi we mnie i że ta otwartość sprawia, że podjęte decyzje jakiekolwiek razem podejmujemy, uznamy wspólnie za dobre. Wyobraźmy sobie, że ten synod w Polsce, ale i też na całym świecie udał się. Jaki jest Kościół? Co się zmieniło?

A: Zanim odpowiem to dwie uwagi do tego co ksiądz powiedział. Po pierwsze, to bardzo dobrze, że się dużo mówi o Kościele nie tylko w takiej przestrzeni czysto wewnątrzkościelnej, ale też na przykład w mediach niezwiązanych bezpośrednio z Kościołem Katolickim – tam też często jest podejmowany temat naszej wspólnoty. To dobrze. To znaczy, że ona nie jest obojętna, że ona jest istotna dla społeczeństwa, dla świata. I dobrze! Trzeba też tych wszystkich głosów słuchać i nie obrażać się nawet wtedy, kiedy są krytyczne. I to jest jedna rzecz. Druga, tak powtarzałem to już kilkakrotnie w środowisku pallotyńskim, że synod jest naprawdę niezwykłą okazją do tego, by jeszcze bardziej pokazać charyzmat Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, ponieważ kiedy popatrzymy na to, jakie są cele i zamierzenia synodalne i na to, o co chodzi w Zjednoczeniu Apostolstwa Katolickiego – to jest to samo, więc możemy powiedzieć, że papież Franciszek – jezuita, nam pallotynom zrobił pewien prezent, zapraszając nas tym przez to tym bardziej do aktywnego uczestnictwa w synodzie.

Jeśli zaś chodzi o samo pytanie to w nim jest pewna nieufność, że synod może się nie udać. Ksiądz pyta: co stanie się, gdyby się synod udał. Po pierwsze więc zachęcam do większego optymizmu i do raczej myślenia w takich kategoriach: tak, synod okaże się dobrym dla Kościoła albo mam nadzieję, że okaże się dużym dobrem dla Kościoła właśnie w tym momencie jego historii, ale też myślę sobie co  by to właściwie miało znaczyć, że synod się udał albo nie udał. Papież Franciszek wielokrotnie mówi, że synod nie ma być jak jakaś robota, którą mamy wykonać od – do czyli, że jest jakiś deadline, jakiś moment kiedy mówimy: dobra, teraz już się synod skończył i możemy go ocenić czy się udał czy nie. Papież mówi: zapraszamy do procesu synodalnego, który jest sposobem życia i sposobem działania w Kościele. Takim sposobem, w którym każdy się czuje w Kościele zadomowiony i tak jak w normalnej rodzinie rozmawiamy o tym jak ten nasz dom działa, jak się w nim czujemy – to jest bardzo ważny akcent w synodzie, czyli mówienie o swoich przeżyciach, o swoich odczuciach, o swoich emocjach, swoich subiektywnych nastawieniach. Papież do tego zachęca, żebyśmy w taką sytuację weszli, ale z niej nigdy nie wyszli. Żeby Kościół był w takim procesie na stałe. Czyli udanie synodu to nie jest według mnie napisanie jakiegoś dokumentu, tylko to jest przeżywanie swojego bycia w Kościele w sposób aktywny, wewnętrzny i z takim poczuciem, że to jest mój dom, moja rodzina, za którą odpowiadam, która ode mnie zależy.

Ł: Usłyszałem też ostatnio taką opinię, rozmawiałem z jednym z księży, że synod może trwać dalej. Wiemy, że choć mamy te lata, to możemy kontynuować to, co teraz rozpoczęliśmy.

A: Ale to właśnie jest jedno z jego założeń, że synod to nie są przede wszystkim konkretne wyrażenia synodalne. Na pewno to nie są jakieś struktury typu sekretariat. To wszystko jest potrzebne, ale tylko jako ciało wspomagające, natomiast podstawową ideą synodu jest ta mentalność synodalna, właśnie ten proces, który miałby być czymś w Kościele bardzo stałym i oby tak było. Proces to jest też coś, co nie dzieje się od razu. Dzieje się powoli, małymi kroczkami, ale ja mam nadzieję, że to się będzie działo.

Ł: Na pewno podjęcie tego prawdziwego dialogu wymaga jakiejś odwagi, przecież rozmówca może podważyć, skrytykować nasz punkt widzenia, pewnie gdzieś tam pod spodem może kryć się taka obawa o swoją wiarę. Jak się przygotować do dobrego dialogu? Co by ksiądz arcybiskup poradził?

A: To, co w tej całej drodze synodalnej jest istotne, to po pierwsze żeby pamiętać, że synod jest procesem duchowym, że my nie jesteśmy jakąś organizacją, która się teraz zbiera i debatuje, dyskutuje, wymyśla tylko jesteśmy Ciałem Chrystusa, którym rządzi Duch Boży.     I pierwsze, co w synodzie jest ważne, to jest właśnie to otwarcie na działanie Ducha Świętego. Czyli ja najpierw nie jestem tym, który mówi tylko tym, który słucha. Słucha tego, co rozpoznaje w sobie jako głos Ducha Świętego. To jest pierwsza rzecz, która od razu stwarza zupełnie inny klimat do takich powiedzmy prac synodalnych. Ale druga rzecz to jest – ksiądz mówi o tym, że potrzebna jest do takiego spotkania odwaga – na pewno, ale ona jest jednak pochodną zaufania. Papież Franciszek zaprasza nas do takiego spotkania, którym jest synod, które to spotkanie wymaga dużego zaufania. To nie jest rozmowa o pogodzie. To nie jest rozmowa o planach na wakacje. To nie jest też rozmowa o jakichś nawet problemach, tylko to jest rozmowa o przeżyciach i to wymaga zaufania. Myślę, że jeżeli napotykamy opory w takim zaangażowaniu się w drogę synodalną to one wynikają właśnie z tego, że być może nie mamy w Kościele dostatecznie dużo zaufania do siebie. Znowu wracając do tej metafory domu – to jednak nie jest dom, który działałby we właściwy sposób; dom, w którym między jego członkami nie ma zaufania. Jeżeli nie ma zaufania pomiędzy duchownymi a świeckimi, duchownymi a duchownymi to trudno jest zdobyć się na takie spotkanie. Więc na pewno odwaga – tak, ale w pierwszej kolejności to zaufanie zdobywa się tylko w bezpośrednich relacjach. Nie ma żadnej pigułki na zaufanie. To jest też jakieś ryzyko. Ryzyko, że ja ci zaufam  mając nadzieję, że ty to docenisz, potraktujesz to poważnie, nie wykorzystasz tego, a jednocześnie odpowiesz zaufaniem, które ty mi ofiarujesz.

Ł: Znam ludzi, którzy w jakimś tam momencie swojego życia obrazili się na Kościół. Po prostu trudno jest im przekroczyć ten próg kościoła, bo coś się stało albo zawiódł jakiś kapłan, albo coś usłyszeli, albo po prostu nie chcą chodzić do tego kościoła. A synod zaprasza do dialogu właśnie z tymi osobami, które były kiedyś w Kościele, ale teraz ich nie ma. Z takimi osobami, które uważają siebie za niewierzących. Jak to zrobić nie tworząc jednocześnie swoistego klimatu nawracania? Jak rozmawiać z takimi ludźmi, szczególnie ludźmi młodymi? Mam tutaj współpracowników, którzy są znajomymi, przyjaciółmi takich ludzi, którzy działają w Kościele, wiedzą czym jest Kościół, ale też pewnie by chcieli, żeby ich rówieśnicy po prostu wrócili.

A: Myślę, że w ogóle mało jest osób, które nie znają kogoś takiego. I znowu wracając do Pallottiego mam zawsze w głowie tę modlitwę, którą odmawiamy w liturgii 22 stycznia – modlitwę po komunii – kiedy o Pallottim mówimy, że to był człowiek, który służył Bogu z niestrudzoną pobożnością, a człowiekowi z miłością bez granic. Nie ma granic. Nie chodzi tylko o granice geograficzne, ale przede wszystkim o granice gdzieś w sercu, granice mentalne właśnie, że ty, który jesteś słabo wierzący, niewierzący, który czujesz się jakoś zmarginalizowany w Kościele, kopnięty przez kogoś w Kościele, jakoś źle potraktowany. Ty nie jesteś człowiekiem po drugiej stronie granicy, bo ja nie mam granicy, czyli jesteś ciągle w moim świecie. Na pewno, wiemy to wszyscy, że te spotkania z osobami właśnie (ja to tak czasami nazywam umownie) nie z pierwszej ławki kościelnej na pewno wymagają ogromnie dużo delikatności i raczej tego, by nie zaczynać od przemawiania. To, co ksiądz powiedział właśnie, żeby nie miało to posmaku jakiegoś takiego bardzo ostrego nawracania – to co pisał śp. ksiądz Jan Twardowski w wierszu „Ja nie przyszedłem Pana nawracać – to właśnie ten wiersz jest o tym, o spotkaniu, które rozpoczyna się od „opowiedz mi”. Opowiedz mi o tej twojej historii. Ja jej nie oceniam. Ja jej nie krytykuję. Ja przede wszystkim ciebie w tym wszystkim nie oceniam. Ja ciebie przyjmuję tak, jaki w tym momencie jesteś i opowiem ci o mojej historii, o moim wyborze. Opowiem ci o tym co we mnie, w życiu zmienia Chrystus. Opowiem ci o tym jak ja sobie poradziłem albo kto mi pomógł w przejściu moich trudnych momentów, także we wnętrzu Kościoła. To jest w ogóle fantastyczne w chrześcijaństwie, że ono na tym polega, iż Chrystus (mówiąc w pewnym slangu) pofatygował się do człowieka, na ziemię. Bóg w Chrystusie do nas przyszedł. I to jest chrześcijaństwo. To jest jego istota, że my nie jesteśmy zaproszeni do tego, żeby doskakiwać gdzieś wysoko do Pana Boga, który jest odległy od nas, tylko Bóg się spotyka z nami w konkrecie naszego życia, w miejscu naszego życia. Tu, gdzie jesteśmy. Chodzi o to, żeby to była metoda duszpasterska, którą jako wspólnota Kościoła proponujemy.

Ł: Już tak zupełnie na koniec chciałbym wrócić do tego co ksiądz powiedział na samym początku o Zjednoczeniu Apostolstwa Katolickiego, bo wiem, że bardzo docenia ksiądz arcybiskup wartość tego naszego charyzmatu pallotyńskiego, zostaliśmy wychowani w tym i w duchowości świętego Wincentego Pallottiego. Ja sobie nawet sam nie wyobrażam pracy bez tego, co on wymyślił. To jest tak bardzo spójne z synodem i z papieżem Franciszkiem, który też jest dzisiaj nieco odpychany. Wiem, że synod jest, może już był wielką promocją dla naszego Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, ale trzeba mieć pełną świadomość, że ZAK to nie tylko instytucja, to nie tylko ta Krajowa Rada Koordynacyjna, ale świeccy, którzy przecież są związani z nami – pallotynami. To też nasi przełożeni, pallotyni, którzy pracują we wspólnotach, w parafiach, choć chyba do końca nie wiedzą czym jest ZAK. Wiem, że większość nie wie. Przekonałem się na własne oczy, uszy… Tym bardziej nie wiedzą czym jest synod, a przecież to właśnie my mamy wokół siebie tylu ludzi, z którymi pracujemy, z którymi współpracujemy. Mam pełną świadomość, że nie potrafimy się nimi zaopiekować. Nie potrafimy powiedzieć im o naszym Pallottim. Po prostu wielu go nie zna. Nie pamięta. Księże, co zrobić, jak zmienić myślenie, jaki kierunek obrać, jak Zjednoczenie może jeszcze się zaangażować. Co ksiądz arcybiskup mógłby podpowiedzieć?

A: Pamiętam z czasów seminaryjnych jak ciągle nam mówiono, że w Zjednoczeniu, Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego, czyli wspólnota księży i braci pallotynów to jest motore centrale, serce. Moim zdaniem nie da się ożywić Zjednoczenia bez zapału i tej iskry, która płynie ze Stowarzyszenia, czyli ze wspólnoty księży i braci pallotynów, jeżeli my – pallotyni – będziemy traktowali Zjednoczenie jako ciało dodane, jeden z wielu naszych obowiązków, a nie jako coś co jest naszą wewnętrzną, duchową tkanką, naszym jakimś najgłębszym, duchowym DNA i będziemy do tej posługi względem naszych świeckich braci i sióstr, członków Zjednoczenia podchodzili jak do zadania zleconego, które ma swój początek i swój koniec, to będzie bardzo trudno, żeby Zjednoczeni miało takiego ducha jaki zaszczepił w nim Pallotti. Albo ono będzie moim wewnętrznym przeżyciem, albo będzie bardzo bolało.

Ł: Dziękuję za tę rozmowę i za to, że mogliśmy się tutaj spotkać.

A: No dzięki. Oby się nie skończyło na słowie: kulawe, więc naprawdę dużo, dużo wszystkim życzę takiego głębokiego otwarcia na Ducha Bożego, który jest Duchem nadziei. Chrześcijaństwo to jest nadzieja, którą dajemy światu, która wypływa z przekonania, że Chrystus jest zwycięzcą świata. Jam zwyciężył świat – mówi Pan Jezus i to musi nas trzymać, a wszystko inne, co robimy, z tego niech wypływa. Trzymajcie się zdrowo!

Ł: Naszym gościem był ks. abp Adrian Galbas SAC z Katowic. Szczęść Boże.

A: Bóg zapłać. Szczęść Boże.