Na przestrzeni ostatniego miesiąca na TikToku krąży trend, polegający na wymienianiu rzeczy bądź czynności, do których pierwotnie byliśmy sceptycznie nastawieni, a pod wpływem pewnych czynników, nasza opinia na ich temat całkowicie się zmieniła. Zwykle chodzi tu o drobne elementy, służące ubarwianiu codzienności, jednak czy nie zaczyna wyglądać to trochę jak jeden, wielki teatr, gdzie odgrywamy rolę aktorów, nawet o tym nie wiedząc?
W dużych miastach kawa dawno przestała być napojem służącym pobudzeniu nas o poranku. Teraz to cały rytuał: wybierasz klimatyczny lokal, robisz zdjęcie, wrzucasz na story. Smak ma mniejsze znaczenie, bo liczy się, że pijesz ją w estetycznym otoczeniu, najlepiej z laptopem i notesem na stole. To już nie jest naturalny zastrzyk kofeiny, to styl życia – a fakt, że kosztuje tyle co porządny obiad, zdaje się niewiele wnosić w tę dyskusję.
Teraz mój osobisty faworyt absurdu współczesnych obiektów zainteresowań – Laleczka Labubu. Dla niewtajemniczonych to taki mały, dziwny stworek z Chin, noszony zwykle jako zawieszka przy ubraniach lub torebkach, który stał się w ostatnim czasie obsesją tysięcy ludzi. Jest limitowany, względnie trudno dostępny, i przede wszystkim pakowany losowo, więc ludzie (co warto wspomnieć często dorośli) dosłownie płaczą, że nie udało im się zdobyć wymarzonej wersji kolorystycznej. Ta wyglądająca niczym tandetna zabawka z odpustu ozdoba pełni również symboliczną funkcję. Jeśli posiadasz Labubu, możesz być „na bieżąco”, mieć poczucie przynależności do jakiejś społeczności, przez co nadążasz za światem, a jeśli nie – to trochę jakbyś był poza nim.
Co powiesz drogi czytelniku na modny, perfekcyjnie wygładzony kok, fryzurę, która współcześnie sama przez siebie ma mówić „jestem clean girl” – klasyczna, a jednocześnie stylowa. Zresztą podobnie jest z paznokciami. Uzupełnienie odrostów u kosmetyczki co 2–3 tygodnie to dla wielu kobiet już nie przyjemność, tylko obowiązek, tak jakby ich naturalna odsłona definiowała swego rodzaju zaniedbanie.
Kolejna sprawa to produktywność: planner, aplikacje do nawyków, poranne rutyny z instagrama, wszystko po to, żeby być „lepszą wersją siebie”. Tylko co jeśli pewnej soboty mam ochotę przeleżeć cały dzień w łóżku z ulubionym serialem, a na kolację zamówić kebaba? Wtedy najczęściej uruchamia się poczucie winy, próbujące wmówić nam, że można było w tym czasie przeczytać książkę, zrobić trening, zaplanować tydzień… Ale odpoczynek to nie to samo co lenistwo, a życie nie ma nic wspólnego z wyścigiem.
Podsumowując, kupowanie ładnych rzeczy czy drogich napojów samo w sobie jest okej. Problem zaczyna się wtedy, gdy zapominamy, że to powinien być nasz, świadomy wybór, a nie obowiązek. Bo dopóki Twoje decyzje faktycznie pozostaną TWOJE, żadna propaganda nie będzie Ci straszna.
Weronika Karteczka – Przyszła dziennikarka, której muzyka towarzyszy już od najmłodszych lat – kiedyś gra na gitarze i wokal, obecnie woli przysłuchiwać się temu z boku. Prywatnie pasjonatka sportu w każdej postaci, można by stwierdzić, że natura to jej drugie imię.