Jeszcze trzy miesiące temu łudziliśmy się, że pandemia jest już za nami. Dziś liczby znowu piszą dramatyczne scenariusze. Im bardziej posuwamy się w czasie, tym głębiej wpadamy w nieufność do siebie nawzajem, a nawet do samego Boga. Wszyscy jesteśmy zmęczeni i już nawet nie wierzymy, że ten dramat kiedyś się skończy. Tak jak owych dziesięć panien z dzisiejszej przypowieści (Mt 25, 1-13), mamy ochotę po prostu posnąć. Nie tylko dlatego, iż sen zwyczajnie nas pokonuje, ale również dlatego, by uciec od rzeczywistości. Proszę zauważyć, że wszystkie panny są zmorzone snem. Zasypiają, jedna po drugiej. Zarówno roztropne (mądre), jak i nierozsądne (głupie). Różnicy między nimi trzeba szukać gdzie indziej. Gdzie? W lampie i w oliwie! W rzeczy samej, lampa i oliwa mówią o tym w jaki sposób owe niewiasty przygotowywały się do spotkania. Lampa w Ewangelii to symbol spójnego (świetlistego) życia osoby wierzącej. Jej życie promienieje, zachęca i przyciąga. Ale, aby świecić, musi być zasilane oliwą. Oliwa w Biblii jest symbolem gościnności i szczodrobliwości. Używana jest do zapalania pochodni, aby druga osoba czuła się jak u siebie w domu (gościnność), ale również do opatrywania ran (szczodrobliwość miłosiernego Samarytanina). Tej oliwy nie można jednak kupić na rynku. Lampa świeci dzięki systematycznie produkowanej przez każdego z nas gościnności i szczodrobliwości. W rzeczy samej, pośnięte mądre panny, w środku nocy, nie mają problemu z „opatrzeniem” (!) swych lamp. Głupie, ajuści! Bo żyły bezsensownie. Nie gromadziły w sobie zapasów oleju gościnności i szczodrobliwości. Ot, dlaczego pan młody mówi im: „nie znam was”. Prawdopodobnie nie dały Mu się wcześniej poznać. Nie nawiązały z nim osobistej relacji. Otóż, sposób w jaki zachowujemy się nocą (choroba, dramat, tragedia…) mówi coś o tym, jak żyliśmy do tej pory. To nic, iż zdarza się nam przysnąć. To jest nieuniknione. Zmęczenie, rozczarowanie i zniechęcenie są częścią życia. Zabiegajmy raczej o to, by żyć tu i teraz. Wnosić światło w życie innych. Być „zaopatrzonym” w oliwę gościnności i szczodrobliwości. Bo prędzej czy później, Pan Młody przyjdzie. Jeśli zatroszczymy się o lampę, którą umieścił w naszych dłoniach, wyposażając ją w oliwę, wejdziemy razem z Nim na ucztę weselną.I jeszcze jedno.Zastanawiałem się, dlaczego pan młody spóźnił się, i dlaczego przybył akurat o północy, a więc w najciemniejszym momencie nocy? Może chciał, żebyśmy zwyczajnie przeżyli tę noc? Może liczył na to, że oczekiwanie czegoś nas nauczy, coś nam powie o nas samych i o naszej z nim relacji? A może chciał po prostu ożywić w nas nadzieję? No właśnie, nadzieja, zwłaszcza nocą, w chwilach niepewności, lęku i rozczarowania. Charles Péguy, francuski poeta i dramaturg, jest autorem poematu pt. „Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty”. Jego bohaterką jest drobna, skromna, nie narzucająca się nadzieja! Nadzieja według poety jest czymś pomiędzy. Pozostaje zawsze w cieniu swoich dostojnych sióstr: Wiary i Miłości. Ale to właśnie ona, która jest pomiędzy –prowadzi je za rękę. W rzeczy samej, Miłość kocha to co jest, w czasie i w wieczności. Podobnie Wiara. Pozwala widzieć Boga i stworzenie. A nadzieja? Nadzieja lubi to co będzie! Lubi to co jeszcze się nie stało, a przyjdzie, w tym czasie i na wieczność. Sam Bóg zdaje się mówić ustami Péguy:„Co mnie zadziwia to nadzieja, mówi Bóg.I nie mogę wyjść z podziwu.Ta drobna nadzieja taka niepozorna.Ta wątła dziewczynka nadzieja.Nieśmiertelna”.

Ks. Stanisław Stawicki SAC