Chrześcijańskie Zaduszki zapoczątkował w roku 998 św. Odylon, opat benedyktynów z Cluny, jako przeciwwagę dla pogańskich obrządków czczących zmarłych. Na dzień modlitw za dusze zmarłych, stąd „za-duszki”, wyznaczył pierwszy dzień po Wszystkich Świętych. W Polsce tradycja ta zaczęła tworzyć się w XII wieku, a z końcem XV wieku była już znana w całym kraju. Moja dzisiejsza, okolicznościowa dumka, to homilia jaką wygłosiłem 19 października br., na pogrzebie szwagra, Eugeniusza Szczepana Jerzmanowskiego. Czynię to za przyzwoleniem jego małżonki, a mojej siostry, Janiny. ***„Nie tak miało być” – to tytuł filmu jednej z najbardziej popularnych dziś skandynawskich reżyserek młodego pokolenia – Amandy Kernell, Szwedki. Film opowiada historię kobiety, której ograniczono prawo do widywania się z własnymi dziećmi po tym, jak rozwiodła się z mężem. Alice, bo tak ma na imię główna bohaterka filmu, postanawia więc wykraść swoją córkę i syna zabierając ich na wakacje bez zgody męża, który jako pełnoprawny opiekun zgłasza porwanie. Jeden i drugi rodzic walczy egoistycznie o swoje, nie bacząc na krzywdę wyrządzaną dzieciom. W końcu oboje uświadamiają sobie, że „wszystko nie tak miało być”. „Nie tak miało być” – to również znana piosenka „Budki Suflera”:To nie tak miało być,Zupełnie nie tak.Ty i ja jedno drzewo,Jedna w nas krew.Ty w końcu poszłaś swoją drogą,Ja inną drogę znam.Czy się przetną, czy nie,Jeden Bóg tylko wie.Może spotkamy sięTam, gdzie trafi każdy z nas”.„Nie tak miało być” – zdaje się mówić Marta do Jezusa, po śmierci Łazarza, swojego brata (J 11, 1-45). „Gdybyś tu był, Panie, mój brat by nie umarł – żali się Marta. Ale zaraz dodaje: „Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga”. Jest w tych słowach dużo pewności i zaufania. Tak, jakby Marta mówiła: Wiem, że jesteś prawdziwym przyjacielem i mogę Ci zaufać. „Nie tak miało być” – powiedziała mi również moja siostra Janeczka, gdy zadzwoniłem do niej w piątek rano, po śmierci Gienka. „Nie tak miało być – mówiła. Umawiałam się przecież z Panem Bogiem, że to ja miałam odejść pierwsza”!„Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”. Wypowiadając te słowa mamy zazwyczaj na myśli to, iż rezultat naszych działań jest w rękach Bożej Opatrzności. W każdym razie, ludzkie obliczenia, bez względu na to, jak dokładne mogą być, są po prostu niewystarczające. Część z nas tutaj obecnych doświadczyła już z pewnością utraty bliskiej osoby. Nie jest to doświadczenie łatwe i nie raz długo muszą goić się nasze rany po stracie. Łatwo wówczas o myśli typu: „Panie, gdybyś tu był… Ale nie było Cię! A może w ogóle Cię nie ma? Mówimy tak, bo nie łatwo nam pogodzić się ze śmiercią najbliższych, zaakceptować chorobę, niepełnosprawność czy bieg zdarzeń, który nie jest zgodny z naszym własnym planem. Siostry Łazarza – Maria i Marta, uczą nas, że bez względu na to, co nas spotyka, powinniśmy trwać w wierze, a tym samym pogłębiać relacje z Bogiem, zawierzając Mu każdą chwilę, cierpienie, radość, smutek, żal, gorycz i rozpacz. Bo człowiek umiera, a Bóg jest wieczny. Człowiek kończy, Bóg nigdy. Gdyby Marta i Maria nie wiązały trudów ich życia z Jezusem, nie mogłyby się do Niego odnieść ani prosić Go o pomoc. Pozostałyby same z dramatem swojego życia. Poprzestałyby pewnie na żaleniu się sąsiadom, rodzinie, bliskim. Były jednak na tyle mądre, by dostrzec, że to nie zmieni kondycji ich życia. W przemijalności spotkały Tego, który jako jedyny przemijalności nie ulega; który jest nieśmiertelny i niezmienny. Nie ma więc sensu uciekać od prawdy o sobie, czepiając się rzeczy, które zapewniłyby nam chwilowe poczucie trwałości. To ułuda! Odniesienie do Boga jest ostatecznie jedynym sensownym dla człowieka punktem odniesienia. Dlatego niemądrym jest prosić Boga o wyzwolenie nas od świadomości zbliżania się ku śmierci. Mądrym natomiast jest prosić Go o aktywniejsze wkroczenie w nasze życie. Człowiek potrzebuje bowiem bardziej Nieśmiertelnego niż nieśmiertelności. Chodzi o relację z Tym, który jest ponad przemijalnością, i który nadaje nową jakość temu, co przemijalne. Moi Drodzy, śmierć bliskich, przypomina nam, iż i nasze dni są policzone. Dlatego warto nauczyć się dobrze i mądrze liczyć. Trzeba nam częściej wołać do Boga słowami Psalmisty: „Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca” (Ps 90, 10). Tak, warto nauczyć się właściwej matematyki, bo można przecież liczyć źle. Ale co to znaczy „umieć liczyć własne dni”, i to liczyć je tak, by nie wyjść na głupca? Czy to znaczy wiedzieć, że dni człowieka są krótkie po to, by nie przeżyć ich nadaremnie? A może należy pamiętać, że dni są policzone i życie człowieka się kończy, bo od tej pamięci zależy mądra egzystencja? A może chodzi po prostu o to, by jeszcze bardziej doceniać dni, które zostały nam dane? Tak czy inaczej, własne dni liczyć bez Boga, to skazać się na głupotę. Natomiast żyć każdego dnia z Tym, który wyjaśnia nam właściwe proporcje i wartość każdej godziny oraz lat, to wprowadzić w serce mądrość, która nie przeminie w tym, co przemijalne.Z pewnością dlatego św. Wincenty Pallotti często powtarzał: „Kto z Bogiem, zawsze ma się dobrze”. Zawsze! Za życia i po śmierci. Amen.

Ks. Stanisław Stawicki SAC