15 października to od dłuższego czasu bardzo elektryzująca data w tegorocznym kalendarzu. Pewnie nie ma osoby, która by nie wiedziała co tego dnia miało się zadziać. A więc w końcu nadeszły one – wybory parlamentarne.

Tak się składa, że każde wybory, w których dane mi było wziąć udział przeżywam w swoim rodzinnym mieście – Radomiu. Lubię obserwować pewne tendencje, różnice związane z tym dniem, jakie są obecne w różnych miastach, w różnych regionach Polski. I zazwyczaj wyczuwałem ogólne poruszenie wśród rodziny i znajomych na myśl o zbliżającej się możliwości uczczenia święta demokracji, a więc oddania ważnego głosu na „wymarzonego” kandydata. Jednak zawsze było to mniej lub bardziej oczywiste – w zasadzie nic emocjonalnego.

W tym roku było inaczej. Tegoroczna rekordowa frekwencja w wyborach parlamentarnych potwierdziła moje wrażenie, że wśród najbliższych mi osób panuje pewnego rodzaju podekscytowanie czy duże emocje związane z 15-tym października. Zapewne z różnych przyczyn, z różnych powodów. Każdy miał jakąś wizję i koncepcję, w którym kierunku powinna zmierzać Polska, jednak w swoim świadomym, dorosłym życiu nie pamiętam momentu, żeby aż tak bardzo czekać na ten moment.

Politykę zostawię na boku, ale bardzo ciekawa jest pewna zmiana podejścia do niej samej, a w zasadzie do polityków, jaką widzę przy okazji tych wyborów. Otóż już nie tylko głosuje się na „mniejsze zło”, ale panuje trend, aby znaleźć kogoś, z kim zgadzasz się w 70, 80, a może nawet 90%. Nie całkowicie, nie totalnie. Nie ślepo i nie bezmyślnie. Ale by mieć kogoś takiego, kto w jakiś sposób reprezentuje większość moich poglądów. Być może to jest jeden z tych czynników, dla których więcej osób zdecydowało się iść do wyborczych urn. A co najważniejsze – dużo więcej ludzi młodych, co świadczy o tym, że żyjemy w coraz bardziej zmobilizowanym i świadomym społeczeństwie. Tak przynajmniej jest w tym roku – to duża nadzieja, aby ten zapał nie przygasł już w następnym roku.

W ostatnich tygodniach nie słyszałem w swoim otoczeniu praktycznie żadnego tekstu w stylu: „nie idę na wybory, bo nie mam na kogo głosować”. Słyszałem za to często inne podejście, które bardzo do mnie przemawiało: nie pójść na wybory, to stać w miejscu przez najbliższe 4 lata. To tak jakbyśmy chcieli dojechać z Zakopanego do Szczecina, ale nie mielibyśmy bezpośredniego połączenia. Nie stoimy wtedy na przystanku i nie czekamy w nieskończoność, aż jakimś cudem trafi nam się transport. Wsiadamy wtedy do takiego autobusu, który jedzie w tamtym kierunku i może nas trochę podwieźć. Potem, jeżeli może nas podrzucić kolejny, to wsiadamy znów. Jeśli uznamy, że ten autobus już nas donikąd nie dowiezie, to zmieniamy go na pociąg. I może wciąż nie ma gwarancji, że dojedziemy bezpośrednio do celu, ale przynajmniej cały czas poruszamy się do przodu.

Takie myślenie w kontekście wyborów uruchomiło mnie do odkrycia pewnej duchowej prawdy. Otóż z wiarą jest właśnie trochę tak, jak z wyborami do Sejmu i Senatu. Jeżeli nie wyruszymy na Drogę, do której zaprasza nas Pan Jezus, to staniemy w miejscu. I nawet o ułamek nie zbliżymy się do jakiegoś własnego celu, czy lepszej wersji siebie. I to unikanie Bożego prowadzenia na co dzień nie musi trwać 4 lata, ale wiele długich lat, a nawet całe życie. Warto zapytać siebie czy tak właśnie chcemy żyć, w stagnacji, w rutynie, w braku motywacji do czegokolwiek. Bo z wiarą też jest jak z polityką, że nikt nam nie da gwarancji beztroskiego i lekkiego życia. Ale może wlać nam nadzieję na odkrywanie dobra w codzienności, dzielenie się nim z innymi, a przede wszystkim na DZIAŁANIE na rzecz drugiego człowieka.

Bo tak jak o polityce mamy często mieszane zdanie, tak i czasem o Panu Bogu, którego traktujemy nie jak Najlepszego Ojca, tylko jak Najwyższego Sędziego. I choć wszystko dookoła może wskazywać nam na to, że tak właśnie jest, to prawda jest zupełnie inna. W polityce są przepisy i prawa, w wierze są przykazania. I choć obie te rzeczywistości wydają nam się skomplikowane, to dziś słyszę od Najlepszego Ojca ten jeden przepis, tę jedną ustawę, za którą mam zagłosować, natychmiast poprzeć i wdrożyć w życie: KOCHAĆ.

Jakub Rutkowski – redaktor Radia Pallotti FM, członek Rady Sekretariatu ds. Apostolstwa w Prowincji Chrystusa Króla (Pallotyni), Wiceprezes Fundacji Pallotti.FM. Z zawodu inżynier, szczęśliwy mąż i ojciec, pasjonat muzyki, sportu i Nowej Ewangelizacji.

.