Dwie lekko dotykające się dłonie. Zatrzymane w momencie, kiedy zbliżają się do siebie. Prawdopodobnie jedna należy do mężczyzny, druga do kobiety. Obie jednak delikatne, smukłe, subtelne. Złożone jak do modlitwy. Ułożone jak do tańca. Zwrócone do siebie wnętrzem i lekko muskające się palcami. Blisko siebie, jakby za chwilę miały się spleść w uścisku, a jednocześnie dzieli je dystans. Pozostają wciąż otwarte. Jeszcze jest tyle przestrzeni pomiędzy nimi, tyle powietrza przepływa. Dłonie zbliżają się do siebie, przyciągają wzajemnie i wyglądają jakby chroniły coś pomiędzy nimi. Jakby w ich zagłębieniu było miejsce na coś delikatnego, ulotnego, niematerialnego. Są dla siebie nawzajem, a zarazem dla czegoś, co wydarza się pomiędzy, co je łączy i jednocześnie pozostawia w dystansie.
„Katedra” należy do jednej z najbardziej znanych rzeźb Augusta Rodina (1840-1917). Obok „Pocałunku” i „Myśliciela” to właśnie to dzieło można znaleźć w większości albumów poświęconych wielkim rzeźbiarzom oraz obejrzeć jej kopie w różnych zakątkach świata. Oryginał można oglądać w Muzeum Rodina w 7. Dzielnicy Paryża przy Rue de Varenne.
Francuski mistrz w swoich pracach nawiązywał przede wszystkim do rzeźby klasycznej oraz „dłuta” Michała Anioła. W swojej twórczości łączył realizm z impresjonistycznym wyrafinowaniem. Jednocześnie umiejętnie przeplatał klasyczne, romantyczne dziedzictwo z formą nowoczesną i z każdym następnym dziełem wymykał się kanonom i klasyfikacjom. Jego biografia, budzący kontrowersje styl życia i pracy, nowatorstwo w podejściu do rzeźby, historia związku z rzeźbiarką Camille Claudel, a przede wszystkim zachwycające rzeźby sprawiają, że Rodin nieustannie budzi zainteresowanie na całym świecie.
Za każdym razem kiedy staję przed tą rzeźbą przeżywam swoistą medytację. Tak bywa zazwyczaj z każdym dziełem artysty. Mówi się bowiem, że Rodina rozumie się bez słów, że jego prace „się czuje”.
Intuicja rzeźbiarza, by katedrę – budynek sakralny, stolicę biskupa diecezji, kościół przedstawić w taki właśnie sposób zaprasza mnie, by zatrzymać się nad tajemnicą Kościoła. Czy czujemy się w Kościele jak w delikatnych, czułych dłoniach, w których jest bezpiecznie i przestrzennie? Czy jest tam wystarczająco miejsca dla każdego, kto szuka bliskości, więzi, schronienia, ratunku? Czy doświadczamy owej lekkości, która pozwala na swobodny przepływ pomiędzy tym, co nieskończone i tym, co doczesne?
Lekkość, delikatność, wrażliwość. Bliskość i dystans. Dotyk, który jest zaledwie muśnięciem i jednocześnie obietnicą zażyłości. Szacunek, otwarcie na drugiego, zadziwienie i zaproszenie do więzi. Delikatnie dotykające się dłonie chronią to, co niewidoczne, to, co najbardziej kruche i wrażliwe – miłość Boga do człowieka i człowieka do Boga.