W jednym z vlogów o. Adama Szustaka usłyszałem zdanie, które głęboko zapadło mi w pamięć. „Człowiek krzywdzi własną krzywdą”. Im bardziej zbliżymy się myślami do tych słów, tym mocniej – mam nadzieję – dostrzeżemy rezonujące z nich światło ewangelicznego zrozumienia genezy zła, mającego początek w ciemnych zakamarkach ludzkiego serca.

„Człowiek krzywdzi własną krzywdą”. To prawda, o której często zapominam lub o której nie chcę pamiętać. Ten, kto nas rani, zwykle sam nosi gdzieś głęboko w sobie ranę, z którą sobie nie poradził. Z jego krzywdy rodzi się gniew, zazdrość, agresja… i kolejne krzywdy. Kolejny grzech.

Jak zachowywać się wobec osób, które nas krzywdzą? Jezus nie pozostawia nam w tej kwestii wątpliwości: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie?” (Mt 5, 44-46)

Dziękuję, kurtyna.

W praktyce codzienności jednak ta wiecznie żywa, „ostrzejsza niż wszelki miecz obosieczny” (Hbr 4) nauka pozostaje często bez oddźwięku.

Co zatem, oprócz potrzebnej łaski, może pomóc nam kochać kogoś, kto nas krzywdzi – nie tylko deklaratywnie, ale w sposób rzeczywisty; naprawdę?

Optyka Ewangelii, niosąca ze sobą pokój, empatię, współczucie; optyka, która pozwala nam spojrzeć na człowieka krzywdzącego, jako na człowieka głęboko zagubionego i poranionego. Jako powołani do wolności w Chrystusie chrześcijanie nie powinniśmy usprawiedliwiać zła, ale powinniśmy spróbować zrozumieć jego źródło. Zobaczyć w raniącym nie tylko oprawcę, ale również ofiarę. Dziecko, które być może przepłakało wiele nocy pod ciężarem niewyobrażalnego zła. Marnotrawnego syna, który już dawno temu uciekł z czystego domu Ojca i teraz błąka się po brudnych miejscach, próbując napełnić żołądek strąkami autodestrukcyjnego zachowania. Który mieszka w chlewie grzechu, chowając się przed miłosiernym spojrzeniem Boga; cierpiącego.

Dopiero kiedy przyjmiemy taki wzorzec zachowania, nasze serce w sposób pełny będzie mogło otworzyć się na inny wymiar modlitwy. Cichej, spokojnej, zapatrzonej w Ukrzyżowanego. „Panie, pomóż mi znieść zadaną krzywdę, przetrwać mój ból – ale też pomóż temu, który mnie zranił”.

W historii Kościoła byli Święci, którzy szczególnie cenili sobie obcowanie z ludźmi, którzy ich krzywdzili, bo dzięki nim, czuli że są bliżej Chrystusa; czuli się bardziej do Niego podobni. Dzisiaj wiem jak bardzo mi do nich daleko.

Każdy dzień jest dla nas szansą. Szansą na to, by zrodzić jakieś dobro. Może właśnie dziś warto spróbować spojrzeć inaczej na tych, którzy nas ranią. Zamiast odpowiadać krzywdą na krzywdę, możemy przerwać ten zimny łańcuch ciepłem modlitwy i przebaczenia. Daje nam to nie tylko wolność serca, ale również stwarza możliwość, aby osoba, która tego potrzebuje, spotkała się z żywą nauką Jezusa Chrystusa poprzez nasze czyny.

A tam, gdzie my nie mamy po ludzku już siły, tam zaczyna działać Bóg.

+ A.M.D.G +

1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 5,00 out of 5)
Loading...

Mateusz Odrobina – Były ateista, dzisiaj wdzięczny Panu Jezusowi twórca facebookowego bloga “Odrobina z Bogiem”, członek Wspólnoty Przyjaciół Oblubieńca, wolontariusz krakowskiej Fundacji Mam Marzenie. Z wykształcenia prawnik, w wolnych chwilach lubiący czytać, pisać i żyć.