Był 2017 rok. 14 Marca. Wtorek. Byłem w drugiej klasie liceum. Szkoła mieściła się (i mieści nadal) w Częstochowie przy Piotrkowskiej. Czekałem na telefon od rodziny. Mieli zadzwonić by potwierdzić przyjazd. Zbliżał się bowiem dzień, w którym raz do roku każdy, kto przyjechał, mógł wejść i zobaczyć całą szkołę. Taka uroczystość. Obiad, kawa, rozmowy, etc. Po obiedzie poszedłem do pokoju w internacie, żeby zerknąć w telefon. Kilka nieodebranych połączeń od Kasi, mojej siostry. Oddzwaniam. Kasia odebrała. Jednak zamiast potwierdzić przyjazd, zapłakanym głosem ledwo wydusiła: „Franka już nie ma”. Zdrętwiałem. Moi koledzy, którzy stali obok (mieliśmy za chwilę pójść na miasto) nie wiedzieli, co się dzieje. Odpowiedziałem Kasi: „Jak to nie ma?” Usłyszałem: „No nie ma. Powiesił się”. W przeciągu kilku sekund, dosłownie, miałem niesamowitą ilość myśli i emocji. Mój brat. Człowiek, z którym w tamtym czasie miałem najbliższą relację. Z którym robiłem naprawdę wiele. Dobrego i złego. Człowiek, który z moim drugim bratem w dzieciństwie kłócił się, bym to ja spał z nim w pokoju. Człowiek arcywrażliwy, wyrozumiały na każde głupstwa, bo przecież sam je popełniał, a jednocześnie tak bardzo w tym czasie pogubiony i poraniony. Franek nie żyje? Franka już nie ma? Świat w jednej chwili się wywrócił. Dalej powrót pociągiem do domu, widok mamy stojącej w oknie. Zapłakanej. Nie zapomnę go do końca życia.

Tej historii tyle. Przeżyłem ją. Jakoś. Przeżywam nadal, bo o tym jest ten wpis. Nie o Franku, ale o przeżywaniu czegokolwiek i kogokolwiek. Przed tą drogą, w czasie tej drogi, a zwłaszcza po niej wydarzyło się mnóstwo różnych spraw. Może nawet bardziej godnych współczucia, chociaż tego w ogóle nie oczekuję. Chodzi mi o to (zdanie klucz), by przekazać, że według mnie czas wcale ran nie goi. Błąd. Utopia! Śmierć kogoś bliskiego, po stokroć zranione serce, niezrozumiałe historie i wydarzenia, rozstania. Myślisz – z czasem przejdzie. Okej. Mija czas. Relatywnie krótszy bądź dłuższy. Wydaje ci się, że się pogodziłeś. Ale w tym jednym momencie – kryzysu, smutku czy w chwili samotności, to wraca rykoszetem. I wtedy uświadamiasz sobie, że czas, który minął nie uleczył ci tej cholernie bolącej rany. On ci pozwolił z nią żyć. Lekko zagoił, ale nie zlikwidował. Jesteś po rozstaniu? Straciłeś kogoś bliskiego? Czekasz na (nomen omen) czas? Nie czekaj. On ci nie przyniesie ukojenia i zapomnienia. Bo jeśli kogoś kochałeś tak na serio, człowieku, to będziesz kochał zawsze.

Bartłomiej Kasprzyk – reporter w TVP. Ambiwertyk, meloman. Czasem lubi pogotować, częściej coś zagrać (np. na pianinie). Aktywny fizycznie, mniej społecznie.