“Czasami jak się nie ma nic do powiedzenia lub do napisani, to może warto przedstawić coś, co się posłyszało albo siedzieć cicho. Wybrałem to pierwsze.”
Usłyszałem to na kazaniu podczas przypadkowej bytności u Ojców Dominikanów w Katowicach i wyzwoliło to we mnie cały szereg odpowiedzi – mam nadzieję, że dobrych.
Sprawa dotyczy wsłuchania się w dialog między Panem Jezusem i uczniami w drodze do Jerozolimy:
Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzi? Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. – Mk 8, 27-30
Kim jest dla mnie Jezus? Kim jest dla mnie Kościół? „Za kogo uważają mnie ludzie?” pyta Jezus. Co ludzie mówią o Kościele? – pytam ja.
Pytanie, na które każdy z nas otrzyma różne odpowiedzi, w zależności od tego gdzie przyłożył ucho i od kogo co usłyszał. Tak też było i w czasie Jezusa, kiedy uczniowie starali się odpowiedzieć na tak zadane przez Niego pytanie. Ewangelia mówi o takich odpowiedziach: „jedni uważają Cię za Eliasza lub któregoś z proroków”. Czyli za kogoś, kto żył co najmniej 1000 lat przed Chrystusem, za kogoś z dalekiej historii. Taką też grupę ludzi mamy i we współczesnym Kościele. To ci, którzy pragną kościoła historycznego, czasami tak bardzo odległego, że sięga czasu jego powstania, czyli około 2000 lat temu („wróćmy do źródeł”) lub mniej odległego takiego z czasów Soboru Trydenckiego („uratujmy sacrum chociaż w Eucharystii”) lub co najmniej z czasów bł. Kardynała Wyszyńskiego.
Często takie tęsknoty pojawiają się i w naszych sercach – ”kiedyś to było fajnie”, „kiedyś to dużo ludzi chodziło do kościoła”, „kiedyś to było pobożnie”, „kiedyś to było sacrum”. Cechą wspólną takiego pojmowania wspólnoty Kościoła jest słowo KIEDYŚ, czyli historia, która nie zawsze lubi się powtarzać.
Jezus nie jest historią choć ma historię do opowiedzenia.
Druga grupa ludzi odpowiada uczniom, że Jezus, z naszej perspektywy także i Kościół, to „Jan Chrzciciel”. „Jan Chrzciciel” to przekaz pewnej nauki, normy społecznej, sposobu zachowania i postępowania. Osoba z pogranicza.
Kościół z pogranicza to taka postawa stawiania się poza nawiasem, gdzieś w oddali, na pustyni gdzie może też mnie potrzebują w postawie nieustannej ascezy i rezygnacji ze świata, ale także „swobody wyborów w zakresie duchowości, dzięki podkreśleniu hasła tolerancji” (Kołakowski). Pogranicze to takie miejsce, do którego często uciekamy mając dość otaczającej nas rzeczywistości świata. Pogranicze to miejsce, do którego podążamy z naszym pragnieniem Kościoła i Jezusa, za innym Mistrzem.
Lecz Chrystus nie potwierdza również i tej odpowiedzi, lecz dalej dopytuje «A wy za kogo Mnie uważacie?».
Podprowadza nas coraz bliżej, uznając poniekąd, że nie ważne jest za kogo uważają go inni, ważne natomiast jest to, kim On jest dla mnie? Kim Kościół jest dla mnie? I nie kiedyś tam, w przeszłości czy też w przyszłości, ale tu i teraz. Ponieważ Chrystus, w którym jest „cała pełnia czasu” jest zawsze tu i teraz, a nie kiedyś.
Co odpowiada Piotr? Co odpowiada Kościół? : «Ty jesteś Mesjasz».
Aby rozwinąć nieco zrozumienie słowa „Mesjasz” warto spojrzeć do proroka Izajasza, który kreśli nam portret wyczekiwanego króla, nowego porządku, mesjańskiego królestwa pokoju i sprawiedliwości. Jakie to będzie królestwo, jaki to będzie Kościół?
Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii. – Iz 11,6-8
Te cechy czasów mesjańskich, Kościoła Mesjasza (nie mylić z mesjańskim, bo takie próby już były na pograniczu), kiedy to „niemowlę igrać będzie na norze kobry, a wół z lwem słomę jeść będzie” to poznana już w teologii i filozofii średniowiecza tożsamość Boga jako tzw. „zbieżność przeciwieństw”.
Pięknie o tym pisał Mikołaj Kuzańczyk (Nicolaus Cusanus), średniowieczny niemiecki duchowny, filozof i teolog, późniejszy kardynał, który między innymi stwierdził, że „najgłębszą prawdą, jaką otrzymujemy na podstawie rozumianej pozytywnie, pouczonej niewiedzy (docta ignorantia) jest twierdzenie, że Bóg jest zbieżnością przeciwieństw (coincidentia oppositorum).”
I tu pojawia się nowe światło i odpowiedzi, które otworzyły moje serce. Kościół jako „zbieżność przeciwieństw”, w którym zbiegają się we wspólnym wołaniu różne nasze przeciwne powołania: do małżeństwa, samotności, kapłaństwa czy życia zakonnego. Ważnym jest też to, że w Bogu zachodzi zawsze „zbieżność przeciwieństw”, a nie ich tożsamość i ujednolicenie. Jeżeli zauważamy tą swoistą „zbieżność przeciwieństw” w małżeństwie (mężczyzna-kobieta), w powołaniu (osoba świecka – osoba duchowna), w tożsamości życia wiecznego (życie – śmierć), we wcieleniu Bożym (Chrystus Człowiek – Chrystus Bóg) to odnajdziemy również, że tam w swej istocie jest obecny Bóg – czy to w Kościele, czy to w powołaniu, czy w życiu, czy wierze.
Czasami boimy się tej zbieżności woląc równoległość lub też rozbieżności prowadzące donikąd. Jest jednak pewien parametr (miernik) lub też cecha, która pozwala na zachowanie tego swoistego stanu „coincidentia oppositorum” i odnalezienia Boga w relacji, w życiu i w Kościele.
Taką podpowiedź, „dobrą nowinę” św. Paweł skierował w liście do Filipian:
On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. – Flp 2, 6-8
„Coincidentia oppositorum”, Bóg który stał się człowiekiem i uniżył samego siebie – tym słowem kluczem do zbieżności wszelkich przeciwieństw czy to Bożych, czy to ludzkich, a nawet politycznych jest POKORA. To pokora Boga doprowadza do wcielenia łącząc w Chrystusie to, co Boże z tym, co ludzkie. Pokora człowieka doprowadza do wcielenia w sakramencie małżeństwa, a pokora stanu buduje Kościół ucieleśniając w Chrystusie swe Mistyczne Ciało.