Homilia wygłoszona podczas mszy św. z okazji 25 rocznicy koronacji wizerunku Matki Bożej Miłosierdzia, Białystok, 16 listopada 2020 roku

…a potem, co było potem, gdy „odszedł od Niej anioł”. Gdy bezszelestnie zamknął za sobą drzwi nazaretańskiego domu. Zakładając, że aniołowie korzystają też z drzwi? Co Było potem, gdy ucichł szelest anielskich skrzydeł, zakładając, że aniołowie wyglądają tak, jak na obrazie El Greco Zwiastowanie, z ogromną rozwichrzoną parą skrzydeł, oprócz rąk. Co było potem, gdy ulotniła się już anielska woń. Bo jeśli jest odór diabła, to jest też pewnie zapach anioła…

Co było potem? Czemu Maryja, która opowiedziała Łukaszowi Ewangeliście co było wtedy, nie powiedziała mu co było potem?

Ta chwila od razu potem…! Tyle razy o niej rozmyślałem. I odpowiedź zobaczyłem będą pierwszy raz w Ostrej Bramie. Popłakałem się wtedy.

To było potem! Nie mam na to żadnych dowód poza intuicją, zapytam Maryję, jak się zobaczymy.

 To Jej zatrzymanie. Kiedy jest wypełniona pokojem, ale nie takim który jest skutkiem przyjmowania tabletek uspokajających. Nie! To nie jest spokój, to jest pokój, który idzie ze środka. Kiedy ma wzrok skierowany w głąb, nie w dół, w głąb. Pierwsza adoracja Jezusa. Kiedy Go chroni swoimi dłońmi z długimi palcami, skrzyżowanymi na piersiach. Jak skarb! Niektórzy mówią, że na tym obrazie nie ma Jezusa. Jak to nie ma! Jest. W Niej. Nie to tylko istnieje, co jest widzialne!

Jak myślicie, czy to było potem? Od razu potem?

Zanim pójdzie do Elżbiety, by to, co przeżywa wypowiedzieć i, zaczym powie: „miłosierdzie Jego z pokolenia na pokolenie….”, tak miłosierdzie Jego jest odwieczne i wieczne z pokolenia na pokolenie, od zawsze i na zawsze. Podtrzymuje ziemię w jej istnieniu. Gdyby na jakąś nanosekundę Bóg zawiesił swoje miłosierdzie, w tej samej nanosekundzie świat przestałby istnieć. I my w tym świecie. Ale zanim to powie Elżbiecie i nam, że miłosierdzie Jego z pokolenia na pokolenie”, zanim to powie, jest ta chwila. Ona została wybrana przed wiekami, niczym biblijna mądrość, ustanowiona ze względu na te chwilę. Zanim dobroć i miłość Zbawiciela ukaże się wszystkim, ukazała się Jej.

Drogi Księże Arcybiskupie Tadeuszu, pasterzu Kościoła w Białymstoku i wszyscy Kochani Bracia i Siostry, niezależnie z której strony tego ołtarza teraz siedzicie i stoicie,  

ćwierć wieku temu, a wiem to z kronik i z tekstu wygłoszonego wtedy kazania, gdy na ten obraz nakładane były papieskie korony, był tutaj tłum ludzi: biskupi z Polski i z zagranicy, księża, osoby konsekrowane, najwyższe władze państwowe z prezydentem Rzeczpospolitej Polski, co najlepiej pewnie wie Ksiądz Arcybiskup Stanisław, organizator tamtych uroczystości.

A dziś jest sine pompa, bez hałasu, bez rozgłosu, bez fajerwerków i beztłoczno!

Pewnie chcielibyśmy by zabrzmiało dzisiaj gromkie Te Deum, któreby słyszano daleko poza katedrą, chcielibyśmy, żeby ta świątynia była wypełnione bez reszty. Ale nie ma. I może w tym jest też mowa Boga. Może to jest szansa by ten obraz stał się bardziej naszym lustrem niż malunkiem, naszym jako wspólnoty Kościoła (którego Maryja jest wzorem) i naszym, czyli każdej i każdego z nas. Najpierw waszego arcybiskupa, który wam dzisiaj w Kościele przewodzi, po każdą i każdego, który go tworzy. Nikogo nie wyłączając.

Może w ogóle mamy teraz w Kościele taką chwilę, byśmy byli bardziej niż dotąd tacy jak Ona: bardziej w głąb, byśmy stali się Kościołem, który najpierw się modli, Kościołem kontemplacji, Kościołem skupienia na Słowie Bożym, które jest przez nas rozważane i wprowadzane w życie. Kościołem, może coraz mniej licznym, ale coraz bardziej ewangelicznym.

Czy jesteśmy na to gotowi? Czy tego chcemy? Być wspólnotą ubogą, skromną, pozbawioną światowych przywilejów, odzłoconą, silną, nie siłą zbratania się ze światem, ale siłą wierności ewangelii. Czy jesteśmy gotowi na to, o czym w 1958 roku pisał Józef Ratzinger: że utracimy przywileje i zewnętrzne godności i paradoksalnie wtedy, stając się małą trzódką, odzyskamy misyjną skuteczność?

Czy jesteśmy na to gotowi i czy tego chcemy? Czy może myślimy sobie: to jest tylko chwila przejściowa. Minie pandemia, miną protesty, minie wyciąganie skandali, minie…Zaraz minie i wszystko wróci do dawnego i znowu będzie bal.

Coś mi się wydaje, że nie będzie. Nawet, jak minie pandemia. Że bal to dopiero ze świętymi w niebie…

Ale paradoskalnie to jest nasza szansa.

Tylko czy jesteśmy na to gotowi? I czy tego chcemy? By być Kościołem, który wygląda jak Dom w Nazarecie. Kościołem, którego obrazem jest ten obraz?

Czy jesteście na to gotowi wy bracia i siostry żyjący w świecie, czyli świeccy. Ochrzczeni, obierzmowani,. By być jak Ona na tym obrazie? Być małymi ziarenkami soli, lichym płomyczkiem światła, które nie jest przykryte garncem światowości?

Czy jesteście na to gotowi klerycy, którzy za kilka miesięcy, lub kilka lat macie przyjąć święcenia. By być jak Ona na tym obrazie? Czy jesteście gotowi by służyć w Kościele sine pompa? Bez splendoru i bez tłumu?

Czy jesteśmy na to gotowi my osoby zakonne, księża i biskupi? By być jak Ona na tym obrazie. Bardziej w głąb, bardziej rozmodleni, bliżej – jak mówią – „zwykłych ludzi”, czerpiący pokój z kontemplacji Pana i przez to interesujący dla świata, bo to jest pokój, którego świat dać nie może, a za którym przemożnie tęskni.

Czy wszyscy jesteśmy gotowi by wpatrywać się oraz przyjmować dobroć i miłość Zbawiciela, która ukazała się poprzez Nią całemu światu, by wpatrywać się w Jego miłosierdzie, odnawiające i odradzające, a potem, by ukazywać dobroć i miłość Zbawiciela, tym którzy jeszcze jej nie widzą i nie doświadczają. Dla których miłosierdzie nic nie znaczy. Cztery sylaby. Ukazywać je cierpliwie, szlachetnie, sine pompa.

Czy jesteśmy na to gotowi i czy tego chcemy? Pytanie do każdego. Nie wychodźcie stąd bez odpowiedzi na to pytanie!

Kochani,

zabrzmiała przed chwilą ewangeliczna scena o Zwiastowaniu z maryjnym fiat w centrum. Te scenę Kościół wybrał na dzisiejszą uroczystość, ale rozważanie prawdy o Matce Miłosierdzia prowadzi nas do jeszcze jednej ewangelicznej kartki, gdy, jak powie Jan Paweł II: Maryja powiedziała swoje ostateczne fiat. Prowadzi nas pod krzyż. Ten watek pojawia się też w listach z Czarnego Boru, bł. ks. Michała Sopoćki.

W Nazarecie Maryja przyjęła Jezusa, pod krzyżem przyjmuje Jego nowe Ciało, czyli Kościół. Tam Matka Miłosierdzia, bo poczęła i urodziła Tego, który jest samym Miłosierdziem, miłosierdziem wcielonym, tu Matka Miłosierdzia, bo bierze za swoje dzieci tych, którzy potrzebują miłosierdzia i którzy – jak powie jedna z mszalnych prefacji – „przez śmierć Chrystusa narodzili się do życia wiecznego”.

I to trwa. Cały czas nas w ten sposób bierze, kolejne pokolenia w Kościele. Sobór powie: „nie przestaje swojego działania, nieustannie wyprasza nam dary zbawienia wiecznego, dzięki swej macierzyńskiej miłości opiekuje się braćmi Syna swego, narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa, póki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej Ojczyzny”.

Kościół zawsze z tego korzystał. Z tego, że jest Matką Miłosierdzia. Najstarsza modlitwa maryjna, rozpowszechniona od 300 roku: „Pod twoją obronę uciekamy się święta Boża Rodzicielko”, w pierwotnej wersji brzmiała: „do twego miłosierdzia uciekamy się święta Boża Rodzicielko”. Potem w XI wieku mamy słynną: „Ave maris stella”: „witaj Gwiazdo morza, okaż, żeś jest Matką, wzrusz modłami swemi, Tego, co twym Synem zechciał być na ziemi”.

A potem, z tego samego wieku salve Regina, gdzie prosimy już wprost Ją, Matkę Miłosierdzia, aby oczy miłosierne oczy swoje na nas zwróciła.

Ale przede wszystkim jest to zdanie, które mówimy tyle razy dziennie: „Święta Maryjo Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę naszej śmierci…”.

Geniusz Kościoła, który w jednym zdaniu wypowie tyle. Kim jest Maryja, kim jesteśmy my, jak bardzo Jej potrzebujemy, zwłaszcza w dwóch przełomowych chwilach z naszego życia: teraz i w chwili umierania.

A w Litanii Loretańskiej mamy i Ucieczkę Grzeszników, i Wspomożycielkę wierzących i Pocieszycielkę strapionych i właśnie: Matkę Miłosierdzia.

To w ten nurt wpisuje się także obraz Maryi, Matki Miłosierdzia, który od 17 wieku czczony jest w Ostrej Bramie, a potem także tutaj, w Białymstoku.

To jest bardzo wzruszające, że gdy ówczesny metropolita wileński, abp Romuald Jałbrzykowski został zmuszony do wyjazdu z Wilna i gdy osiadł przy ówczesnym białostockim kościele farnym, późniejszej prokatedrze od razu, już jesienią 1945 r. zapoczątkował Nowennę Opieki Matki Bożej Ostrobramskiej. Po nim kult Madonny Ostrobramskiej w Białymstoku podtrzymywali jego następcy doprowadzając do tego, że Maryja Matka Miłosierdzia stała się patronką archidiecezji i miasta, a potem została ukoronowana.

Matka stała się Królową, ale nic a nic nie oddaliła się od swego ludu.

I to trwa. To się dzieje. Jest ciągle. Maryja to ciągle robi. Jak w tym soborowym zdaniu: „nieustannie”, „nie przestaje”, „póki nie zostaną doprowadzeni”.

Nie od 25 lat, nie od 1945 roku, nie od 17 wieku w Ostrej Bramie. Od krzyża. Nieustannie i tak będzie aż do końca czasów. Nieustannie.

Ta różnica między pierwszym, a ostatecznym fiat Maryi polega też na tym, że w Nazarecie przyjęła Jezusa doskonałego, a pod krzyżem przyjmuje Kościół niedoskonały, z całym jego poharataniem, pokomplikowaniem, z jego zdradą, z jego niewywiązaniem się z obowiązków, po prostu z jego grzechem. Z tym, że się nie sprawdził.

I mówi nam: próbuj robić to samo. Próbuj przyjąć twojego bliźniego, który się nie sprawdził i pomóż mu się nawrócić.

Moi Kochani,

oprócz waszego jubileuszu w tym roku, dokładnie za dwa tygodnie, 30 listopada będzie jeszcze jeden, minie 40 lat od opublikowania encykliki papieża Jana Pawła II o Bożym Miłosierdziu, „Dives in misericordia”, Bóg bogaty w miłosierdzie.

Trudny, ale piękny i bardzo głęboki tekst. Bardzo polecam wszystkim jego lekturę, wymaga uważności i skupienia, a tym, dla których to będzie po raz pierwszy, po prostu zazdroszczę duchowej i intelektualnej przygody. Wiele zdań nadaje się nie tylko na memy, ale na głęboką medytację.

Pierwszym tematem tej encykliki jest relacja między sprawiedliwością, a miłosierdziem. Nie, nie, nie uciekajcie myślami. To nie jest teologiczny odlot, ale coś bardzo praktycznego.

Papież mówi mniej więcej tak: sprawiedliwość jest konieczna, ale ostatnie zdanie należy do miłosierdzia, które jest od sprawiedliwości głębsze.

Chodzi o to, by nie zatrzymać się na sprawiedliwości, ale ją przekraczać. Nie, żeby jej nie chcieć, żeby się jej nie domagać, żeby jej nie egzekwować, ale żeby ją przekraczać miłosierdziem, które nie jest sentymentalną grą uczuć i pięknosłowiem (takie miłosierdzie byłoby obłudne i gorszące), ale które jest praktyczną postawą wobec złoczyńcy.

Papież w encyklice mówi tak: Miłosierdzie Boga samo w sobie jest nieograniczone, „ograniczyć je może tylko od strony człowieka brak dobrej woli, brak gotowości nawrócenia, czyli pokuty, trwanie w oporze i sprzeciwie wobec łaski i prawdy”.

Miłosierdzie człowieka wobec swego bliźniego, który popełnił zło nie polega więc na tym, by go klepnąć po ramieniu i powiedzieć stary więcej tego nie rób, ale na tym, by stanąć obok niego i – jeśli tylko ma dobrą wolę i gotowość – pomóc mu uznać popełnione zło, ponieść jego konsekwencje i się nawrócić.

Mierzymy się teraz z różnymi informacjami na temat zła w Kościele. Nie jakiegoś ogólnego zła, ale zła konkretnego, które zrobił ten czy tamten. Także duchowny, także duchowny wysoko postawiony: biskup, arcybiskup, kardynał. Jak reagować? Co robić?

Odpowiedź jest jedna: podejść ze sprawiedliwością i właściwie rozumianym miłosierdziem. Świat powie tylko: ze sprawiedliwością, uczeń Chrystusa mówi: ze sprawiedliwością i miłosierdziem.

Sprawiedliwość, od której się zaczyna i miłosierdzie, na którym się kończy.

Sprawiedliwość jest konieczna. Konieczne jest nazwanie zła, ukaranie sprawców, zadośćuczynienie ofiarom, zwłaszcza w sytuacji, gdy przez lata była tu niesprawiedliwość, to znaczy, gdy sprawcy chodzili bezkarnie, a ofiary cierpiały w samotności.

Ale powtarzam: świat może na sprawiedliwości poprzestać. Zwłaszcza świat, który nie wierzy w Boga. Domaga się sprawiedliwości. I to jest słuszne.

Ale Kościół musi zrobić krok miłosierdzia i powiedzieć, najpierw każdemu skrzywdzonemu: zrobię wszystko, aby ci pomóc, nie: powiem wszystko, aby ci pomóc, ale wszystko zrobię, abyś odzyskał życie w twoim życiu, światło w twoim mroku. A potem powiedzieć każdemu sprawiedliwie osądzonemu: jeśli chcesz i jeśli mi pozwolisz, pomogę Ci w twojej drodze nawrócenia, bo jesteś moim bratem. Musisz ponieść konsekwencje swoich czynów, jak ja swoich, ale ja się tobą nie brzydzę.

Nie tylko Abel pozostanie na zawsze bratem Kaina, ale też Kain bratem Abla.

Jestem przekonany, że to jest moment, w którym złożymy świadectwo, jako wspólnota Kościoła. Byłoby czymś niedopuszczalnym, gdybyśmy nie chcieli, aby została wymierzona sprawiedliwość, ale byłoby czymś równie niedopuszczalnym, gdybyśmy na sprawiedliwości poprzestali.

To jest moment na Kościół.

To jest moment na świadectwo.

25 lat temu kazanie na mszy świętej, podczas której dokonano koronacji tego obrazu mówił kard. Gulbinowicz. I powiedział wtedy, że to jest najpiękniejszy dzień jego życia. Dzisiaj zmarł. W to święto. Wiemy, że do historii Kościoła przejdzie nie z powodu kazania sprzed 25 lat i nie z powodu tego, że był biskupem w Białymstoku, a potem we Wrocławiu i nie z powodu tego, że z pewnością w swoim długim życiu zrobił wiele dobrych rzeczy…Do historii Kościoła przejdzie w niesławie. Za swoje złe czyny został jak wiemy ukarany. To jest sprawiedliwe. Jednak, jako wspólnota Kościoła także ten akt sprawiedliwości dopełniamy dziś miłosierdziem, prosząc Boga, jak napisał abp Stanisław Gądecki, aby „przebaczył zmarłemu to, co spowodowało cierpienie pokrzywdzonych i ból wierzących”.

To jest moment na Kościół.

To jest moment na świadectwo.

Damy tak radę? Sami z siebie na pewno nie. Przynajmniej dla mnie to niemożliwe: zemsta jest łatwa, można z samego siebie, sprawiedliwość jest trudniejsza, ale da radę, nawet miłość, gdy dotyczy tych, którzy mnie kochają też, przynajmniej czasami, da radę… Ale miłosierdzie…

Potrzeba pomocy.

Dlatego dziękujemy dziś Jej za jej pomoc. Od zawsze, od tamtej chwili w Nazarecie i od tamtej chwili spod krzyża. Że nas wychowuje. Że uczy, że daje przykład. Że się modli!

Módl się za nami nadal Maryjo, Matko Miłosierdzia i nasza Królowo. Módl się za nami tu, w białostockiej katedrze, w Ostrej Bramie i gdziekolwiek indziej. Módl się za nami, abyśmy nie byli jedynie turystami, gapiącymi się w twój święty obrazek, ale byśmy byli dziećmi Matki miłosierdzia. Twoimi dziećmi. Amen

+ Adrian J. Galbas SAC