9 maja 2017 r. w kościele pw. św. Bartłomieja w Nowogrodzie Bobrzańskim w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej wraz z kilkudziesięcioma kolegami i koleżankami ze szkoły przyjąłem sakrament bierzmowania. Gdy się do niego przygotowywałem, z ust wikariusza parafii padły w naszą stronę słowa, które brzmią w moich uszach do dziś: „nie ma się co stresować, i tak większość z was po bierzmowaniu zapomni, gdzie stoi kościół”. Zaskakujące słowa kapłana, prawda? Myślę, że to zdanie nie zostałoby ze mną do teraz, gdyby nie to, że nie był to ostatni raz, gdy coś w podobnym stylu padło w moją stronę. W pamięci mam moich znajomych, którzy wprost wypowiadali się, że byle dostać świstek, bo później proboszcz ani dzieci nie ochrzci, ani ślubu nie udzieli. Nikt z błędu nie wyprowadzał… Katechetki, które czuwały nad naszym wzrostem duchowym, same powtarzały, że cudem będzie, jak chociaż połowa z nas po bierzmowaniu będzie chodzić do kościoła. Pamiętam też swoje myśli z tamtego okresu. Kompletnie nie czułem się przygotowany do przyjęcia sakramentu chrześcijańskiej dojrzałości.  

Kazali nam wybrać imię i świadka. Mieliśmy się nauczyć równo odpowiadać i podchodzić do biskupa, a na koniec wręczyć kwiaty księżom i paniom katechetkom. Ja swojego patrona wybrałem w pełni świadomie, został nim bł. Edmund Bojanowski. Pamiętam jednak, że moi koledzy robili zakłady, kto wybierze głupsze imię, na które zgodzi się śp. ks. Tomasz, wikariusz parafii. Prawie nikt nie podszedł do sprawy na poważnie. Podczas bierzmowania nawet biskup żartował. Podchodziliśmy czwórkami, całkowitym przypadkiem (chociaż mówią, że przypadek to świeckie imię Ducha Świętego). Gdy przyszła kolej na naszą grupkę okazało się, że wybrane przez nas imiona razem brzmią śmiesznie. Piotr, Edmund, Zuzanna oraz Łucja… Biskup nachylił się do nas i po cichu powiedział, że książąt z Opowieści z Narnii jeszcze w swojej karierze nie bierzmował. Rozluźniło to atmosferę, ale też pokazało, że naprawdę wielu ludzi podchodzi lekceważąco do tego sakramentu.  

Czy wikariusz, katechetki i moi koledzy mieli rację? Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że tak. Zdecydowana większość po otrzymaniu bierzmowania pożegnała się z Kościołem. Zapukali do niego ponownie dopiero gdy brali ślub, urodziło im się dziecko lub odszedł ktoś bliski. Czy jednak tak jest wszędzie? Otóż nie!  

Trzy lata temu miałem okazję pomagać ks. Antoniemu Trzynie, proboszczowi parafii pw. Wniebowstąpienia Pańskiego w Drągowinie (woj. lubuskie), w przygotowaniu młodzieży do przyjęcia sakramentu bierzmowania. Ks. Antoni zorganizował liczne katechezy dla młodych, wspierał ich i tłumaczył każdą kwestię. Odpowiadał na wszystkie pytania, był i czuwał nad nimi jak dobry pasterz. Młodzież z tej parafii jest w Kościele do dziś i to w pełni zaangażowana w życie swojej wspólnoty.  

Czy bierzmowanie jest sakramentem odejścia? Nie! Jest chwilą, gdy spływają na nas ogromne dary: mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej, jest sakramentem nieskończonej Bożej miłości. Musimy tylko tym, którzy podchodzą do tego sakramentu, uświadamiać, że nie idą po świstek, ale po niepojętą łaskę. Nie pomogą w tym na pewno błędnie i bezmyślnie wypowiadane słowa, że bierzmowanie jest sakramentem odejścia z Kościoła.

1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 5,00 out of 5)
Loading...

Fabian Filip Felsman – publicysta, dziennikarz, felietonista oraz pisarz. Pasjonat żywota świętych, średniowiecza, ludowej pobożności, dekoratorstwa wnętrz, sztuki, malarstwa oraz dobrej książki. W wolnych chwilach można go spotkać w Tatrach, z książką lub gitarą w ręce albo w kajaku. Zakochany w Matce Najświętszej. Swoje życie wiedzie w Warszawie będąc redaktorem w jednym z miesięczników.