Bierzcie i jedzcie…

Przed nami Wielki Tydzień – zwieńczenie Wielkiego Postu i uzasadnienie celowości każdego dnia tygodnia. W szczególności Czwartek wszystkich czwartków, Piątek wszystkich piątków, Sobota wszystkich sobót i Niedziela niedziel. Czas ten skłania nas do szczególnych wspomnień tych pamiętnych dni kształtujących całą naszą tożsamość.

W lipcu 2016 roku, wyjechaliśmy rodzinnie na długo oczekiwanie wakacje do Grecji. Po zameldowaniu w naszym Hotelu, na wzgórzu miejscowości Pefkohori, z pięknym widokiem na zatokę kasandryjską, w towarzystwie palm i basenów, pierwsze nasze myśli i pytania na recepcji dotyczyły podstawowych dla nas informacji: gdzie znajduje się Kościół i o której odprawiana jest Eucharystia? Podobnie jak na pustyni, spragniony pyta „gdzie jest woda?”. Codzienność Eucharystii w Polsce rozpieszcza nas mimowolnie, a jej brak powoduje pustkę. Odpowiedzi długo nie mogliśmy znaleźć, a jak już się pojawiły były ze sobą sprzeczne. Młodzi Grecy mało mówili o swojej religijności twierdząc, że liturgia jest dla nich za długa, czego nie rozumiałem jeszcze na tym etapie naszego pobytu w Grecji. Skłoniło mnie to jednak do myśli, że może lepiej by im było w Polsce, gdzie codzienna Eucharystia w tygodniu trwa 30 minut, a jak ksiądz się pośpieszy to i w 20 minut zdąży (z kazaniem).

Mimo że słowo Eucharystia, jest w Grecji chyba jednym z najczęściej wypowiadanych słów, miejscowi nie znajdują dla niego odniesienia czysto liturgicznego. Dla mnie zaś, po setnym usłyszeniu słowa „efharisto” dotarło że, słowo Eυχαριστώ [efharisto] oznacza po prostu „dziękuję”, wszystko więc znów zaczęło być proste, a podstawowa wiedza katechizmowa dotycząca Eucharystii jako dziękczynienia rozświetliła nasze serca nową radością.

Poszukiwanie codziennej Eucharystii w Grecji nie było jednak takim łatwym zadaniem. Po całodniowym szukaniu, udało się dotrzeć w sobotę do jednego z czynnych w Pefkohori kościołów, pod wezwaniem  Wniebowzięcia NMP (ΚΟΙΜΗΣΗ ΤΗΣ ΘΕΟΤΟΚΟΥ ΕΝΟΡΙΑΚΟΣ).  Starsza Pani, zapalająca świece i modląca się przy bocznych ołtarzach, z szacunku i czci dla świętych, starała mi się wytłumaczyć, że Eucharystia jest o 9-tej, pokazując na przemian pięć i cztery palce (nic bardziej mylnego, chociaż okazało się to dopiero dnia następnego). Po powrocie do hotelu, otrzymałem informację z recepcji, że w niedzielę prawdopodobnie będzie Eucharystia o godzinie 7:30, choć to trochę wcześnie jak na wakacyjny wypoczynek.

Kiedy cała „familia” była jeszcze pogrążona w wakacyjnym śnie i czuwaniu, około 7:00 wyszedłem na spacer, na moją grecką Eucharystię. Reszta rodziny, na jawie poprosiła mnie, że jeżeli cokolwiek znajdę, to mam zadzwonić, a jak nie, to mam szybko wracać na śniadanie, bo o 11:00 zamykają bufet.

Spacer i modlitwa w nierozgrzany jeszcze poranek, zapach pinii i nierozłączny szelest cykad  doprowadził mnie do Kościoła, który mimo, że był otwarty, był też całkowicie pusty. Pewnie Eucharystia będzie o 9-tej – pomyślałem. Postanowiłem mimo wszystko pomodlić się w tej greckiej, ortodoksyjnej świątyni i wrócić, ewentualnie jak nic nie będzie się działo, odmówić liturgię słowa i wrócić na śniadanie.

Nagle pojawiła się grupa pięciu mężczyzn w różnym wieku. Zajęli dobrze im znane miejsca, po prawej stronie ołtarza i zaczęli śpiewać psalmy. Pomyślałem sobie, że pewnie wszystko zaczyna się tu jutrznią lub czymś w tym rodzaju. W międzyczasie napisałem SMS-a do jednego z zaprzyjaźnionych księży, który utwierdził mnie w przekonaniu, że Eucharystia w greckim, ortodoksyjnym kościele jest dla nas katolików „ważna”!

Po około półgodzinnych pięknych męskich śpiewach, zaczęły pojawiać się kobiety, które wniosły cztery ogromne chleby i ułożyły je na stole przed ołtarzem. W następnych minutach,  okazało się, że siedzę na tzw. „damskiej stronie”, co zmusiło mnie do przesunięcia na prawą stronę ołtarza tak, aby nie budzić zbędnych rozproszeń i zdziwienia modlących. Znalazłem się w grupie najgłośniej śpiewających mężczyzn z przodu prawej strony ołtarza.

Wiernych zaczęło przybywać. Około godziny 9-tej napisałem SMS-a do rodziny, że chyba się już zaczęło. Ludzi wciąż przybywało, a kościół zaczął się powoli zapełniać. Po około godzinie zakończyła się, jak domniemam, liturgia słowa.

Ksiądz (lub pop), który chwilę chował się za ikonostasem, rozpoczął bardzo dynamicznie obrzędy liturgiczne, wymachując kadzidłem. Świątynię wypełnił zapach orientalnej mirry. Większa część obrzędu była dla nas wiernych niewidoczna, a jedynie dymy kadzidła wychodzące zza ikonostasu świadczyły o tym, że dzieje się coś ważnego. Była nawet chwila, w której celebrans ni stąd ni zowąd przechadzał się z czajnikiem gorącej wody, jakby szukał szklanki do zaparzenia kawy, a która ostatecznie posłużyła mu do zalania kawałka chleba zamoczonego następnie w ofiarnym czerwonym, słodkim winie.

Przyniesione przez kobiety bochenki chleba trafiły za ikonostas, gdzie zostały częściowo zmieszane z winem i gorącą wodą, a pozostała reszta została pokrojona na części wielkości małych bułek i po przeistoczeniu wyniesiona przed ikonostas.

Po następnej godzinie otrzymałem SMS-a, że reszta rodziny jest z tyłu kościoła i ze względu na ilość osób i brak jakiejkolwiek wiedzy co będzie dalej, wraca na śniadanie. Była godzina 10:00. Ja natomiast stojący w pierwszym rzędzie za chórem nie miałem już takiej dowolności i możliwości, postanowiłem więc doczekać do końca. Cały obrządek, w którym uczestniczyłem, w trochę wydłużonej wersji, przypominał naszą liturgię, więc czas na Komunię Świętą musiał kiedyś nastąpić.

Kwadrans do jedenastej rozpoczęła się Komunia Święta, a celebrans przy współudziale „chłopców” z chóru zaczął rozdzielać małą srebrną łyżeczką wino i chleb, przemienione w przenajświętsze Ciało i Krew naszego Pana, Jezusa. Ofiarę dziękczynną Jego Krwi i Ciała, przyjmowali w większości wszyscy obecni, wliczając w to nawet małe niemowlęta i dzieci, a następnie odchodząc, zabierali ze sobą także kawałki pokrojonego, przeistoczonego (chyba?) chleba, który był wystawiony poza ikonostas. Postanowiłem zabrać ze sobą trzy kawałki dla moich bliskich.

Zrozumiałem wtedy, że te cztery lub pięć palców kobiety sprzed Kościoła o poranku, mówiły że Eucharystia trwa cztery lub pięć godzin, a nie wskazywały godziny 9-tej jako czasu jej rozpoczęcia.

Wyskoczyłem z Kościoła niosąc w dłoniach „Chrystusa”, z pośpiechem udając się w górę, aby zdążyć jeszcze na śniadanie i podzielić się Nim z najbliższymi.

Wbiegłem do holu, aby przejść do jadalni, tam za kontuarem recepcji zobaczyłem trzy panie, które codziennie pracowały dla nas wraz z ich kierowniczką, aby wypoczynek był udany. Musiały pracować nawet w niedzielę, aby taki „pasibrzuch” jak ja mógł odpoczywać.

Zaciekawione spojrzały na to co mam w rękach, intuicyjnie wręcz podszedłem do nich i  podniosłem ręce ku górze. Jedna z nich zawołała „Θεία Ευχαριστία” (święta Eucharystia), a ja w odpowiedzi, podając im chleb, automatycznie wypowiedziałem po angielsku słowa „TAKE AND EAT” („bierzcie  i jedzcie”). Panie znacząco spojrzały na kierowniczkę, która krótkim spojrzeniem twierdząco skinęła głową pozwalając na przyjęcie daru. Wszystkie wraz z kierowniczką, urwały kawałek „chleba”, przyjęły Go i spożyły z wielką nabożnością.

W tej momencie uświadomiłem sobie, że przecież przed chwilą, wręcz automatycznie i nieświadomie, wypowiedziałem słowa konsekracji. Doświadczyłem i poczułem czym jest Eucharystia. Że może dokonywać się przez każdego z nas, lecz w innym wymiarze.

Dotknęła mnie prostota Eucharystii, gestu, troski. Łzy pojawiły się w moich oczach, a na całym ciele pojawiły się „ciarki”, jak to u nas mówią. Panie częstowały się „chlebem”, a ja stałem w holu jakby wryty w marmurową posadzkę. Po chwili dotarłem na jadalnię dzieląc się Chrystusem z moimi najbliższymi.

Nie mam pojęcia czy niosłem chleb czy Chrystusa, bo się na tym nie znam, ale wiem i wierzę w to gorąco, że jeżeli On chciał dotrzeć tam na górę do hotelu, by spotkać się ze swoimi  bliskimi to się przemienił i dla nich i dla mnie.

Taki Wielki Czwartek, mimo że w Niedzielę.
Szczęśliwego Wielkiego Tygodnia, Tygodnia wszystkich tygodni. Dziękuję, Eυχαριστώ.

Marek Kalka – mąż Marzenki oraz tata Macieja i Michała. Zaangażowany w Zjednoczenie Apostolstwa Katolickiego oraz Wspólnotę Rodzin Betlejem.

2023-03-31T09:52:13+02:0031 marca, 2023|Blogosfera, Marek Kalka|
Przejdź do góry